Terrence Malick: "Cienka czerwona linia"
Potężny film, "przepełnometrażowy", z gigantycznym rozmachem kinematografii, obsady, efektów. Ten kaliber imponuje, odruchowo wyobrażam sobie, ile pracy trzeba było włożyć w taki obraz, ale ambicje dość wyraźnie przerosły możliwości lub zdolności Malicka. Niby momenty przepięknej kinematografii, przy czym brakuje jej jakby luzu i dynamiki z "Badlands" czy "Niebiańskich dni", jest zbyt statyczna i wykalkulowana. Niby mocarne przytłoczenie grozą wojny, ale po jakimś czasie tak się przejada, że pod koniec zupełnie wrażenia już nie robi. Tu kolejny problem - długość, na którą ten monotonny bądź co bądź obraz zupełnie nie zasługuje. Muzyczna narracja emocjonalna czasem wypada świetnie, czasem tylko w porządku. Nie przekonało mnie bardzo neutralne aktorstwo, nie przekonały liche filozoficzne wstawki myślowe bohaterów. Dobre kino to jest zdecydowanie, ale coś mi tu nie gra, jest przy całym swoim wysiłku stania się czymś głębokim i eterycznym dosyć chłodne, zdystansowane, nawet pustawe.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz