Talisker 10 Year Old

szkocka whisky single malt / 10 lat / Szkocja / Skye / 45,8%

Wracamy do szkockich single maltów. Dziś Talisker, jedna z bardziej poważanych destylarni, mieszcząca się na wyspie Skye, drugiej co do wielkości wyspie Szkocji, mocno opustoszałej w ubiegłych stuleciach, ale - tak mówią - niezwykle pięknej. Destylarnia - obecnie jedyna na wyspie - powstała około 1830 roku (najpierw na północy wyspy, później z nieznanych przyczyn została przeniesiona na obecne miejsce) i od początku często zmieniała właścicieli. Po serii bankructw w 1880 roku przeszła na własność Alexandra Grigora Allena i Rodericka Kempa, po dwunastu latach zostając jedynie w rękach tego pierwszego. Allen wszedł we współpracę z Thomasem Mackenziem i dokonał fuzji z gorzelnią Dailuaine. Po śmierci tego Mackenziego w 1916 roku destylarnia dostała się pod skrzydła Johnniego Walkera i do dziś stanowi ważny element blendów tej marki, a Talisker wchodzi w szeroką ofertę single maltów giganta Diageo.

Oferta Taliskera dziś obejmuje wersje 10, 18 i 25-letnie, Distiller's Edition, wersję cask strength oraz sporą gamę edycji limitowanych, oznaczanych wiekiem: mamy 20, 25, 28 i 30-letnie z różnych roczników. Zaczynam oczywiście od dziesiątki.

Jasnobursztynowa i przejrzysta - prosta, wręcz niepozorna. W zapachu bardzo subtelne połączenie torfowego dymu ze słoną, morską wodą, z wodorostami, a do tego lekkie ugładzenie słodszymi nutami wanilii, może karmelu i jakichś owoców, również mocne akcenty dębowej beczki; momentami przypomina bardzo lubiany przeze mnie zapach sauny - świetna, choć może nie powalająca kompozycja. W smaku nieco bardziej zdecydowane uderzenie owym torfowo-morskim duetem; można wręcz spodziewać się, że zaraz poczujemy słoność morskiej wody - jak na swoją moc bardzo lekka. Na finiszu najpierw lekka pieprzność, potem powolne rozprzestrzenianie się wyraźnej, ale mało zaborczej torfowej dymności, a na dalszych etapach dostajemy może niekoniecznie najbardziej intensywne, ale najbardziej ewidentne jak dotąd nuty morza - w przyjemny sposób łączy wyrazistość akcentów z dużą lekkością.

Na nieco więcej liczyłem, ale potraktuję to jako zapowiedź czegoś genialnego w starszych wersjach. Potencjał na pewno jest, póki co do określenia tego trunku mianem wybitnego zabrakło mi jakiegoś mocnego akordu, jakiejś tłustej kropki nad i. Ostatecznie bardziej przekonały mnie do siebie obie wersje The Glenlivet, co jest pewnym zaskoczeniem, choć przecież są w końcu starsze. Jak na 10 lat maturacji to ostatecznie świetna ocena.


8.0/10

Komentarze