Satyajit Ray: "Droga do miasta"
Dwie godziny bombardowania scenkami rodzajowymi i obyczajowymi (no, i przyrodniczymi) z bardzo dobrymi, a niekiedy nawet zachwycającymi zdjęciami i niezłą muzyką. Niestety poza zbyt nielicznymi i krótkimi momentami faktycznie hipnotyzującymi, nieśmiało podchodzącymi pod metafizykę, to są po prostu suche jak wiór scenki rodzajowe i obyczajowe. Maksymalnie prawdziwe to wszystko, ludzkie, samo życie i tak dalej, ale co z tego, skoro banał? Życie jest ciężkie (zwłaszcza w Indiach), starzy ludzie umierają, ojcowie robią wszystko, żeby załatwić pieniądze, matki - żeby za te pieniądze jak najlepiej utrzymać dom w posadach, dzieci się bawią i dorastają, chociaż nie stać ich na cukierki, a czasem zdarzy im się zachorować i umrzeć. Rzeczy oczywiste dla każdego minimalnie dojrzałego człowieka. Niektórym niemal tępo realistyczne ukazanie tej prozy życia w towarzystwie wysokiej jakości technicznej wystarcza, by okrzyknąć film arcydziełem - rozumiem to podejście, ale z całych sił nie podzielam. Przede wszystkim rewelacyjne zdjęcia, poza tym muzyka, ogólna subtelność i mądrość wymowy - to już sporo, ale jeszcze za mało na film godny gorączkowego polecenia. Chyba że ktoś jest niezadowolony, że urodził się w Europie - w trakcie oglądania tego obrazu będzie co minutę chciał podskoczyć z radości, że nie stało się inaczej; brud, smród i ubóstwo próbują się wylać z ekranu. Przyznam jednak, że jego atmosfera utkwiła mi w pamięci, ma w sobie trochę magii.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz