Akira Kurosawa: "Siedmiu samurajów"
Sława tego obrazu tak na nim ciąży, że może zacznę od wyrzucenia z siebie myśli negatywnych: jest to jeden z najbardziej rozmijających się ze mną filmów spośród tych wszystkich niewielu uważanych skrajnie powszechnie za wybitne (chyba tylko "Lot nad kukułczym gniazdem" go w tej materii wyprzedza, choć jego wybitność za to nie jest może głoszona powszechnie w aż takim stopniu). Jest dobry, ale przez te niemal trzy i pół godziny nie wprawił mnie w prawdziwy zachwyt nawet na chwilę, a co dopiero jako całość. Jest na to zbyt prostolinijny, zbyt oczywisty, tak samo jak wszyscy jego bohaterowie; za bardzo skupiony na nieskomplikowanej przecież historii, walorach historyczno-kulturowych i trochę chaotycznej akcji, a za mało na czymkolwiek głębszym, psychologicznie ciekawszym, a również na szeroko pojętej estetyce. Skoro mamy to już za sobą, to czas na dwa główne atrybuty, które czynią jednak ten film zdecydowanie dobrym: rozmach i pieczołowitość, ogólnie epickość scen zbiorowych oraz scenografii robią wielkie wrażenie, a historia jest pomysłowa i opowiedziana w sposób wciągający - ostatecznie aż dziw bierze, że tak prosta opowieść rzucona na prawie trzy i pół godziny daje efekt może tylko odrobinę przydłużonego filmu. Są i inne plusy, jak niezłe zdjęcia czy sugestywne przeniesienie się w czasie, ale nie jest to już moim zdaniem nic jakoś bardzo się wyróżniającego. Obejrzałem dwa razy z kilkuletnim odstępem, za drugim razem wywarł na mnie nawet mniejsze wrażenie; trzeciego nie będzie.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz