Akira Kurosawa: "Ran"
Moim zdaniem zdecydowanie, ale to zdecydowanie najlepszy film Kurosawy, bez którego największym japońskim reżyserem zostałby Kobayashi. Tu jednak Akira pozamiatał. To dosyć osobliwe - praktycznie się nie zdarza, by reżyser filmowy tak długo czynił postępy; by jego przedostatni film był jego najlepszym, zwłaszcza jeśli dożywa sędziwego wieku. To tylko Kurosawę nobilituje.
Zacznijmy od najważniejszego - to olśniewający wizualnie film, ścisła czołówka wszech czasów. Opiera się przede wszystkim na dwóch filarach - po pierwsze genialnie kadrowanych, obsesyjnie statycznych zdjęciach, wykorzystujących wymyślne układy linii równoległych i prostopadłych, fascynujące ustawienia postaci, genialne oddalenia, które zostawiają w kadrze mnóstwo przestrzeni - śmiałość, którą nierzadko mieli malarze, a bardzo rzadko filmowcy (weźmy chociażby pierwsze sceny, gdzie często górna połowa kadru jest "pusta"). Film trwa ponad dwie i pół godziny, a co najmniej co drugi kadr jest dziełem godnym estetycznej kontemplacji. Drugi filar to jedno z najciekawszych wykorzystań koloru w historii kina (chyba tylko "Szepty i krzyki" zapamiętałem jako ciekawsze pod tym względem). Kurosawa śmiało wprowadza, miesza i łączy jaskrawe, wyraziste barwy, które pełnią tu podwójną rolę - estetyczną i narracyjną. Ale na tym nie koniec - w najlepszym fragmencie filmu (atak na trzeci zamek) obserwujemy genialny montaż i świetne dopasowanie muzyki do obrazu. Prawdziwa uczta.
Druga sprawa to jeden z najpiękniejszych mariażów Zachodu i Japonii, bez większych wątpliwości największy filmowy hołd złożony Szekspirowi. Generalnie filmowanie sztuk tego autora wydaje mi się pomysłem grząskim, ale tutaj "Król Lear" doczekał się godnego odpowiednika. Zarówno psychologiczne, werbalne, jak i batalistyczne starcia bohaterów świetnie oddają brutalny, posępny klimat brato- i ojcobójczej, krwiożerczej walki o władzę, która prowadzi do całkowitej tragedii. To wysmakowany europejski dramatyzm połączony z japońską epickością; szczególnie imponują tu sceny bitew, nakręcone z niewyobrażalnym rozmachem, monumentalne, brutalne i złowrogie.
Jest trochę za długo i to jedyny minus. Po scenie ataku na zamek aż do finału mój zachwyt trochę się obniżył. Częściowo można to zrzucić na fakt, że filmowanie Szekspira jest trudne, ale można to było skrócić.
9.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz