Ben Glaetzer: Anaperenna 2006
Moje pierwsze opisane wino będzie trunkiem dość dużego kalibru. Idąc od ogółu do szczegółu - przenosimy się do Australii, jednego z najbardziej rozwiniętych winiarsko krajów poza Europą; kierujemy od razu do Australii Południowej, która jest dla tego państwa "niczym Kalifornia dla USA" i zmierzamy prosto do jej serca - do Barossa Valley, największego w Australii obszaru produkcji wina. Trafiamy do winnicy Glaetzerów - rodziny niemieckich osadników z Brandenburgii, którzy trafili tu w 1888 roku. Około stu lat później, Colin Glaetzer oficjalnie założył winnicę działającą pod tą samą nazwą do dziś, którą wkrótce przejąć miał jego syn, Ben, i rozsławić na cały świat swoimi trunkami. Powstają tu cztery różne wina (dwa z nich w całości z shiraz, a dwa są mieszanką dominującego shiraz i innej odmiany), a wszystkie sygnowane są imieniem i nazwiskiem Bena Glaetzera, który śmiało mógłby powiedzieć "winnica to ja". W profilu Bena na bogato opisanej witrynie internetowej winnicy roi się od indywidualnych nagród dla samego winiarza, ale są też trzy dla konkretnych win, a jedna interesuje mnie szczególnie. To nagroda za najlepsze australijskie wino czerwone w cenie powyżej dziesięciu funtów będące mieszanką różnych odmian - dla Anaperenny z 2006 roku, przyznane na Decanter World Wines Awards 2008. I dotarliśmy do końca - właśnie to wino będę pił.
Jego historia zaczęła się w 2004 roku, kiedy powstało po raz pierwszy pod nazwą Godolphin i już tamten rocznik wygrał podobną nagrodę do tej, o której przed chwilą mówiłem. Po dwóch latach rocznik 2006 powstał już pod zmienioną (z przyczyn, zdaje się, prawnych) nazwą "Anaperenna" (od Anny Perenny, rzymskiej bogini Nowego Roku). Powstaje do dziś, ale ten liczący sobie już aż osiem lat rocznik zdaje się cieszyć największym uznaniem. Co to takiego? Mieszanka shiraz i cabernet sauvignon w proporcji 3:1. Stare krzewy, z których Glaetzer Wines i cała Barossa Valley słynie - shiraz liczą sobie aż osiemdziesiąt pięć lat. Winnica podaje, że można poczekać z otwarciem wina nawet czternaście lat, czyli do 2020 roku. Przekroczyło więc już połowę drogi, co nadaje degustacji podniosłego charakteru. A zresztą 2006 to był bardzo dobry rok...
Bardzo ciemne, ewidentnie zmętnione, wydaje się wręcz ziemiste, lecz już pod mocnym światłem zdradza swoją głęboko amarantową, krwistą głębię - fascynujące, acz trochę zbyt matowe. Aromat bardzo cierpki, ale w przyjemny sposób, dość potężny; wyczuwalne nuty czarnego pieprzu i cała gama owoców: oprócz winogron udzielają się między innymi nuty wiśniowe; sporo szorstkiej, ale urzekającej ziemistości, w fascynujący sposób łączy owocową lekkość z bardzo dużą intensywnością i ogólną potęgą. Bardzo wytrawne, cierpkie, ale ciężko je nazwać kwaśnym; w dalszym ciągu potężna dawka ziemistości, a w trakcie przełykania podłączają się intensywne, wręcz agresywne, akcenty przyprawowe - pikantne; jest bardzo wyraziste, wręcz siermiężne, ale w żaden sposób nie jest to wadą: dzięki temu znakomicie ukrywa alkohol; po zamieszaniu można też wyczuć nuty starej szafy, a nawet trochę kwiatów; finisz mocno kwaskowaty - pyszne, dostojne.
Wspaniałe rozpoczęcie przygody i od razu potwierdzenie, że słusznie było ją rozpocząć. Miałem wątpliwości, czy prawidłowo było zaczynać winem takiego kalibru i dalej pewne mam, bo mogłem go wystarczająco nie docenić, ale i tak się zachwyciłem, więc może niesłusznie mnie to trapi. Tym bardziej, że mam zamiar pić tylko raz na miesiąc. Wspomnienia winne mam dość mgliste, ale na 99% było to najlepsze wino, jakie w życiu piłem. Swoim kubkom smakowym jeszcze nie powinienem za bardzo ufać, ale oceny bardziej zaprawionych w bojach osób zdają się mówić, że wiele lepszych mogę już też nie wypić. Wystawiam trochę orientacyjną ocenę, może ją zweryfikuję, gdy nabędę trochę materiału porównawczego.
9.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz