Jefferson Airplane: "Surrealistic Pillow"

1967

Przyjemne granie z sympatyczną atmosferką, aczkolwiek bardzo proste i ani specjalnie interesujące, ani angażujące emocjonalnie (w jakimkolwiek rozumieniu). Jedenaście bardzo równych, lekkich i przyjemnych piosenek o spójnym, konsekwentnym i sensownym brzmieniu, tylko że bardziej z psychodelicznym makijażem niż faktycznie psychodelicznych - ja w każdym razie nie byłbym w stanie przy tym odlecieć w jakieś wyższe rejony ducha i umysłu. Zawsze jak z gitarami zaczyna się już dziać coś naprawdę ciekawego, utwór po chwili dziwnym trafem się kończy.

She Has Funny Cars to jeden z lepszych utworów, dający całkiem autentyczny klimat, uzyskany dzięki nawet niezłej wymianie zdań przez gitary i wokale, jednocześnie łączący to z przyjemną melodyjnością i rytmicznością. Jeszcze lepszy jest hicior Somebody to Love, oparty na mocarnym wokalu Grace Slick w chwytliwym refrenie i sensownej pracy gitar. Kolejnym do wyróżnienia jest White Rabbit, najszczerzej psychodeliczny ze wszystkich utworów i bardzo szczęśliwie zdominowany przez Slick. W końcu jest i kontemplacyjne Comin' Back To Me z dużą, choć pozornie skromną pomocą fletu wytwarzające naprawdę niezłą (choć niezbyt psychodeliczną), nieco nabożną atmosferę.

Rock'n'rollowe 3/5 of a Mile in 10 Seconds to mniej więcej to samo co Somebody to Love, tylko pomniejszone o Grace Slick (i o chwytliwość trochę), czyli jednak o coś istotnego, przy czym i tak nieco się wyróżnia wśród tej niewyróżniającej się części utworów. A razem z nim D.C.B.A.-25, którego atutem jest namiastka atmosfery, solidne gitary i ubarwiony wokal. Poza tym mamy utwory ładne, ale nieciekawe - My Best Friend to zupełnie prosta, przyjemna co prawda, śpiewna i słodka piosenka, która poza śpiewnością i słodyczą nie ma wiele do zaoferowania, podobnie jest z cieplutkim How Do You Feel; spokojne, modlitewne Today to gorsza wersja Comin' Back To Me, a Plastic Fantastic Lover ma fajne gitary, ale cierpi na niedostatek klimatu. Jedyny utwór instrumentalny, Embryonic Journey, jest o tyle ładny, co nieciekawy; najsłabszy z zestawu, choć nie odstaje bardzo.

Generalnie mogłoby być znacząco lepiej, gdyby było tu dużo więcej wokalu Grace Slick, być może jedynego elementu albumu, który się tak naprawdę, naprawdę wyróżnia. Najbardziej oklaskiwane dzieło Jefferson Airplane, przy całej swojej urodzie, braku słabych utworów i obecności zdecydowanie dobrych, nie ma startu do największych klasyków rocka psychodelicznego z tego samego okresu i nie będę miał raczej potrzeby do niego wracać, nawet wyrywkowo.


6.5/10

Komentarze