Johnnie Walker Green Label
Jak już na pewno kiedyś wspominałem, do Johnniego Walkera mam i sentyment - wprowadził mnie on do świata whisky - i szacunek, bo Black Label uważam za świetną budżetową opcję, może najlepszą ekonomiczną whisky. Liczę na coś ciekawego i dziś. Green Label to specyficzna whisky, która jest czymś pomiędzy typowym blendem i typowym single maltem. Jak wiadomo, słowo blended w określeniu blended whisky można rozumieć dwojako - po pierwsze tak, że mieszane są whisky z różnych destylarni, a po drugie i ważniejsze, że mieszane są whisky słodowe z whisky zbożową. Green Label to taki specyficzny blend, w którym obowiązuje tylko to pierwsze znaczenie. Drugą specyficznością w przypadku tej whisky jest to, że w tej dekadzie została na około cztery lata wycofana bezterminowo z produkcji. Ja swoją butelkę zdążyłem tymczasem kupić jeszcze w tym samym roku, w którym przestała pojawiać się w sklepach, czyli w 2012.
Ciemnozłota. Bardzo intensywny, buchający wręcz z kieliszka aromat, dość zróżnicowany i ciężko wskazać tę najbardziej ekspansywną nutę. Jest dużo słodu, dużo dymu, dużo owoców i całkiem sporo drewna. Aromat jest dość słodki, co fajnie kontrastuje i uzupełnia się z "wytrawnym" dymem. W smaku jest zresztą bardzo podobnie i daje to bardzo fajny efekt. Dużo wszystkiego, a najwięcej słodowej słodyczy i dymu, bardziej już w tle słodkie owoce, drewno. Po przełknięciu dym sięga maksimum swojej intensywności, a już na dalekim finiszu jest bardzo owocowo. Brakuje mi tu trochę elegancji i subtelności, ale poza tym to pyszniutka whisky.
Zaprawdę fajowa rzecz, powiększa mój szacunek do Johnniego Walkera. Cena zachęca umiarkowanie - jest już na poziomie dobrych single maltów podchodzących pod 8, nawet 8,5/10 - ale można się skusić, żeby poobcować z taką osobliwością jak pół-blend.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz