St. James's Gate: Guinness Original
Powracam. Z lekkim, dwudniowym, ale - jak się niedługo okaże - zupełnie usprawiedliwionym poślizgiem, bo pierwsza rocznica faktycznej działalności bloga minęła przedwczoraj w godzinach wczesnowieczornych. Uczczę ją dopiero dziś i jak zwykle w takich sytuacjach pozostanę sentymentalny: wybrałem Guinnessa, piwo, które było pierwszym, jakie wypiłem na tym blogu w ogóle - dwa lata temu na początku krótkiej, umorzonej już pierwszej ery bloga. Od tego się zaczęło - to pierwsze piwo, któremu zrobiłem zdjęcie, pierwsze, z którego ściągnąłem etykietę. Choć wtedy z braku doświadczenia i niewielkiej ilości poznanych piw innych niż jasny lager bardzo mi smakował, nie spodziewam się magicznych doznań: miłośnicy piwa są raczej zgodni, że legenda Guinnessa jest dla smakoszy martwa, browar w łapach alkoholowego giganta Diageo obniżył loty. Martwa czy nie - to jednak legenda. Nie oczekuję fajerwerków, ale liczę, że umili mi dzień.
Opakowanie
Bardzo ładna, nastrojowa etykieta i zgrabna butelka z wyjątkowo przyjemnymi grawerunkami. Jako że dystrybucją w Polsce zajmuje się Grupa Żywiec, na kontrze mamy w pełni spolszczony tekst, jakkolwiek nie dowiemy się z niego nic poza marketingowymi hasłami. Do tego firmowy, bardzo ładny kapsel. Na duży, duży plus.
9/10
Barwa
Doskonale czarne, w zasadzie bez miejsca na jakiekolwiek prześwity, dopiero przy niewielkiej ilości pojawia się ciemny brąz.
5/5
Piana
Wybitnie obfita i gęsta, o pięknej, ciemnobeżowej barwie - robi imponujące wrażenie i ładnie oblepia szkło; bliska ideału, w końcu jednak trochę się poddaje.
4,5/5
Zapach
Całkiem przyjemny aromat palonego słodu, interesująco słodkawy, na początku delikatnie czekoladowy lub nawet ciastkowy, później już totalnie i tym samym za bardzo; w dodatku od początku nieco niemrawy, mimo wszystko pozytywny.
6,5/10
Smak
Początkowo trochę mniej urzekające - w ustach wydaje się zdecydowanie zbyt puste, zbyt wodniste i nijakie; znacznie lepiej jest jednak na finiszu, który dostarcza miłych wrażeń w postaci zwiewnej, kawowo-palonej goryczki; problemem jest tu nieco za wysoka kwaskowatość.
6,5/10
Tekstura
Pustki nie ratuje bardzo niskie wysycenie, z czasem spadające praktycznie do zera, które nie jest wielką wadą w stoutach, tu jednak bardzo by się przydało.
1/5
Nie zawiodłem się - choć Guinness żadnym rarytasem nie jest, to moim zdaniem niezłe i piękne wizualnie piwo, które można wypić z przyjemnością. Chyba jedno z najlepszych na świecie produkowanych na aż tak ogromną skalę. Nie umiem wykluczyć, że najlepsze.
Zaczynamy drugi rok. Przeglądając pierwsze wpisy, widzę, jak wiele się nauczyłem; widzę, jak zielony byłem w temacie rok (a co dopiero dwa lata!) temu, chociaż swoje już niby byłem wypiłem i wiedziałem. Zdążyłem odkryć wiele stylów, wiele smaków i zapachów, jeszcze więcej mechanizmów rządzących światem piwa. Daleko mi do pełni zadowolenia z opisów sensorycznych, ale prezentują się o niebo lepiej niż rok, a nawet pół roku temu. Dziennik, jaki tu powstał, jest mi przydatny i niosący satysfakcję. Idea bloga spełniła więc swoje główne założenia znakomicie; polecam takie przedsięwzięcie każdemu, kto chce sobie wyrobić obycie w tej niszy. Zapraszam do dalszych przeżyć.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz