Sergio Leone: "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie"

Znalezione obrazy dla zapytania cera una volta il west1968

Zabawne, ale człowieka, który nakręcił w życiu prawie same westerny, należy nazwać jednym z najbardziej uniwersalnych reżyserów wszech czasów. Dwa lata po stworzeniu swojego największego dzieła Leone postawił przed widzami film antytetyczny, mimo że western, to różniący się od "Dobrego, złego i brzydkiego" jak woda od ognia. Albo jak Debussy od Wagnera. Nie umiem się opędzić od tego porównania, do tego stopnia, że nie umiem wykluczyć nawet celowego zabiegu ze strony reżysera, odwołującego się do historii muzyki. Mamy tu western oniryczny, impresjonistyczny, nastawiony w nieznacznym stopniu na akcję, a w wielkim na klimat; zaspany, mglisty, zakurzony i - jak na gatunek - delikatny. Są tu oczywiście spektakularne starcia rewolwerowców, potyczki słowne i fizyczne w podrzędnych barach, jest interesująca historia, która pachnie nieco fatalizmem, splatająca w zgrabny sposób losy kilku wyrazistych postaci. Obejrzeć jednak ten film trzeba nie dla tego, ale przede wszystkim dla powolnych, impresjonistycznych scen, budujących potężny klimat dzikiego zachodu w inny sposób niż większość westernów, zatrzymujących chwilę. Scena otwierająca z cudownym wyczekiwaniem zabójców na pociąg, scena w której główna bohaterka dociera na stację, przechodzi przez budynek i wkracza w tłum, scena rodzinnego morderstwa - to momenty wielkiego kina. Umożliwiają je z jednej strony kunsztowna kinematografia: inteligentne ruchy kamery, jak zawsze u Leone mistrzostwo zbliżeń i montażu, a z drugiej strony fantastyczna praca Ennio Morricone, który wzniósł się tu na szczyty (najwyższy szczyt?) muzyki filmowej ze swoją psychodelią, pięknymi motywami i idealnym dopasowaniem do scenariusza. Leone popełnił tylko jeden błąd, którego Debussy nie popełniał - błąd rozwleczenia zbyt cienkiej materii. Trzy godziny pasowały do epickiego poprzednika, tak jak pasują do oper Wagnera, ale tutaj jest zdecydowanie za długo i w środku wkrada się znużenie. Impresja powinna być ulotna. Stąd "Pewnego razu..." będzie dla mnie tylko drugim westernem wszech czasów.


8.0/10

Komentarze