Rupert Julian: "Upiór w operze"
Pierwsza z niezwykle wielu ekranizacja powieści Gastona Leroux to pełen wielkiego rozmachu pre-horror, który, nie da się ukryć, postarzał się nieprzeciętnie, ale wciąż potrafi zbudować intensywną, mroczną atmosferę. Oczywiście w XXI wieku nie może być mowy o faktycznym straszeniu czy nawet niepokojeniu, ale i tak ciekawie patrzy się na obraz, który kiedyś musiał te funkcje spełniać. Sędziwy wiek zresztą nie tylko mu odbiera świeżość, ale też poniekąd potęguje tajemniczy klimat. Kilka epickich scen w wyrazistych sceneriach na czele z wtargnięciem Śmierci na bal maskowy w holu opery i wszystkimi zdarzeniami w podziemiach Upiora. Ciężko mówić o wybitnym aktorstwie, ale postać Upiora została świetnie wykreowana i dobrze odegrana przez Lona Chaneya. Muzyką i jej dopasowaniem do obrazu natomiast łatwo się zachwycić. Film arcydziełem nie jest, ale zapada w pamięć dzięki epickości.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz