Roland Emmerich: "Dzień niepodległości"
Okropny, okropny. Tyle tego... wszystkie te cliché z piekła rodem, żenujący humor (pozujący na w pewien sposób inteligentny, co tylko podkręca żenadę), dialogi pisane przez dziesięciolatka, patos za dwa złote, prezydent-Chrystus, postacie płytkie jak kałuża i przerobione w kinie tysiące razy, niezamierzona groteska (ten pies wskakujący do metra, rany, rany...), obrzydliwie oczywista, pompatyczna muzyka, kompletnie oderwane od realizmu reakcje ludzi na zachodzące wydarzenia, narracja obrażająca inteligencję widza na każdym kroku - i tak dalej. Ale uwaga, bo ma jedną poważną zaletę - nie jest nudny, a nawet, co przyjmuje się z pewną dozą wstydu, trochę wciąga. Choć jest to bez wątpienia fatalny film, to przynajmniej mimo długości szybko mija i choć nie da się powiedzieć, że oglądanie go nie boli, bo boli, to jednocześnie stara się uśmierzyć ból prostą, bezmózgą, ale jednak rozrywką.
3.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz