Raduga: Naked City
Czwarte piwo z Radugi i czwarte IPA, ale tym razem nie wyłącznie na amerykańskie kopyto, albowiem belgijskie IPA, styl trochę niejednolity. Czasem pod tą nazwą spotyka się zwykłe AIPA/IIPA z niemal homeopatycznym dodatkiem Belgii, mam nadzieję, że tu jest inaczej. Niestety znowu warzone w Witnicy, mam dużo więcej zaufania do Zodiaka.
Opakowanie
Niezła etykieta, choć męczy mnie trochę, że pani na obrazku ma piersi przy samej szyi i bez sutków. No ale dobra tam, fajna kolorystyka, filmowo, klimacik.
8/10
Barwa
Bardzo ładne, bursztynowe, może jasnobursztynowe, zmętnienie działa na niekorzyść - mogłoby być większe lub mniejsze.
4/5
Piana
Doskonale obfita, bardzo gęsta, osiada na szkle w dużych ilościach, z trwałością mogłoby być nieco lepiej, ale też jest dobrze.
4,5/5
Zapach
Słodki, chmielowy zapach owoców oraz nuty pikantne, niekoniecznie o belgijskim charakterze, bardziej chmielowa żywica, chociaż jednak drożdże belgijskie są wyczuwalne - to wszystko niestety podszyte witnicowym masełkiem, raczej nieodrzucającym, ale przykrywającym aromat w za dużym stopniu - zapach najwyżej solidny.
6/10
Smak
Dużo mniej słodko, żywiczny chmiel, mocna, choć nie za mocna, trochę mało szlachetna goryczka, niezły balans słodycz-goryczka mimo dużej przewagi tej drugiej, wszystko rujnuje tym razem nie diacetyl, a paskudne gwoździe, nie jakieś przytłaczająco intensywne, nie trwają też ciągle, ale paskudne, zdobywają najciekawszą fazę, czyli wczesny finisz - mimo to piwo pije się w miarę przyjemnie, o dziwo chce się wziąć następny łyk (daleki finisz jest bardzo dobry), ale jest to przyjemność naznaczona pewnym cierpieniem, jakbyśmy jedli smaczną potrawę przy bólu gardła - mimo wszystko pozytywne przeżycie, ale nie jakoś bardzo.
6/10
Tekstura
Wysokie wysycenie bardzo do niego pasuje, jeno odrobinę bym obniżył.
4,5/5
Pierwsze zupełnie niesatysfakcjonujące piwo z Radugi, kompletnie niewarte swojej ceny. Nie dość, że Belgii wiele tu nie ma, to nawet nie patrząc na zgodność ze stylem średnie. Jeśli kolejne piwo z Radugi, które już kupiłem, nie wywrze na mnie sporego wrażenia, to się pożegnamy na jakiś czas. Może jednak trzeba się trzymać od Witnicy jak najdalej - trzy na trzy piwa Radugi uwarzone tam miały trochę diacetylu, a tutaj jeszcze dodatkowo żelazo. To dobra okazja, by wspomnieć o doświadczeniu, jakie ostatnio przeżyłem - na urodzinach u koleżanki zostałem poczęstowany Porterem Witnickim z ogromnej butli (a la Porter Grudniowy z Ciechana) - było to najbardziej żelazowe piwo, jakie w życiu wypiłem, paskudny trunek (a nie tak dawno, pity z normalnej, półlitrowej butelki, przecież mnie zachwycił!).
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz