Pinta: A Ja Pale Ale
Grubo ponad dwa miesiące obywałem się bez Pinty, a nazbierało się trochę zaległości - w najbliższym czasie nadrobię aż cztery zaległe piwa z tej stajni (z czego jedno co prawda wyszło dopiero co). Na początek ruszam z dubletem lekkich amerykańskich ale, jakie Pinta ku zaskoczeniu wszystkich zaproponowała nam w trakcie mroźnego schyłku zeszłorocznej jesieni. Jako pierwsze amerykańskie pale ale, tego bazowego po prostu dla rewolucyjnych browarów stylu, którego to jednak pionierska Pinta aż do tej pory - ku nagłemu zaskoczeniu wielu osób - wciąż jeszcze nie miała w ofercie. Ciekaw jestem, czy wznieśli ten wdzięczny styl na szczyty.
Opakowanie
Pinta coraz bardziej chyba kombinuje ze swoimi etykietami - ja odrobinę wolałem te bardziej subtelne i mniej kolorowe z 2013 roku, ale dalej są na bardzo wysokim poziomie, no i świetna zawartość merytoryczna jak zawsze.
9/10
Barwa
Złote, nawet jasnozłote, z lekkim, może nie najładniejszym zmętnieniem, ale ostatecznie dość korzystnym - proste, ale ładne.
3,5/5
Piana
O dobrej obfitości, wybitnie gęsta, piękna, puchowa, od razu pozostawia na szkle obfite ślady - trwałość prawie doskonała.
4,5/5
Zapach
Wspaniały, bardzo intensywny aromat amerykańskiego chmielu, zdecydowanie o profilu owocowym, cytrusowym, w którym prym wiodą grejpfruty i limonki, pojawia się też zwiewna nuta żywiczna, która nadaje mu trochę zadziorności - świetny zapach.
9/10
Smak
W smaku jest bardzo podobnie, wręcz tak samo, jeśli chodzi o tę kompozycję owocową, do tego dochodzi lekka jak piórko, ale wystarczająca podbudowa słodowa oraz wyraźna, a przy tym bardzo nienachalna goryczka o lekkim posmaku skórki pomarańczowej, pozostawiająca zdumiewająco intensywny i długi finisz - piwo jest wyśmienite i ekstremalnie pijalne i choć ciężko mówić o jakiejś wielkiej oryginalności, to jest tak niebywale bezbłędnie zbalansowane, tak bardzo jest tym, czym być powinno (według stylu a nawet opisu na etykiecie), że ręce same składają się do oklasków.
9/10
Tekstura
Odrobinę za małe wysycenie.
4,5/5
Uwielbiam, jak piwa proste i lekkie wprawiają mnie w zachwyt. Miałem tak przy paru jasnych lagerach, przy dry stoucie i irish red ale z Carlow, hefeweizenie z Aying i pewnie jeszcze niejednym piwie, mam tak i teraz. Wiele się w tym stylu nie da zrobić więcej w smaku, nie wychodząc poza styl (jak na przykład Kingpin), choć wciąż Dead Pony Club z BrewDoga górą. Naprawdę podręcznikowe APA i rewelacyjne piwo sesyjne, można by je pić i pić bez końca.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz