Pinta: Hopby
Nie po raz pierwszy Pinta angażuje się w popychanie do przodu rynku piwa bardzo lekkiego, który ostatnio zaniedbywany jest coraz mniej, ale w tym sektorze moim zdaniem im więcej, tym lepiej. Pinta określa Hopby jako "Hoppy Table Beer", w gruncie rzeczy trzeba to nazwać sesyjną wersją APA. Ciekawostką jest użycie do warzenia nie tylko chmielu w standardowej postaci, ale i czystej lupuliny z Mosaica.
Opakowanie
Udało się Pincie - jest świetnie dopasowane do koncepcji piwa.
9/10
Barwa
Zmętnione, jasne złoto.
3,5/5
Piana
Nieobfita, ale dość gęsta i trwała.
4,5/5
Zapach
Delikatna, owocowo-trawiasta chmielowość połączona z leciusieńką bazą słodową o minimalnym zabarwieniu karmelowym. Ani chmiel jakoś nie miażdży, ani słodowość, ale bardzo przyjemny to zapach i zachęcający, świeży.
6,5/10
Smak
A tutaj już mega fajne. Chmiel o dziwo wcale nie gra pierwszych skrzypiec, jak dla mnie rządzi tym piwem subtelna, swojska, "stołowa" właśnie słodowość, a dopiero w drugiej kolejności odczuwam fajne posmaki owoców tropikalnych i konkretną goryczkę, nawet bardzo konkretną. Pije się bardzo lekko, ale smak jest bardzo wyrazisty. Super.
8,5/10
Tekstura
Perfekcyjna, trochę ponadprzeciętne nagazowanie zapobiega wodnistości.
5/5
Świetne piwo sesyjne, idealne na gorące popołudnie na werandzie swojego domu w Argentynie. No, albo na balkonie w mieszkaniu we Wrocławiu. Nie rozwala mózgu, bo i absolutnie tego nie ma robić. W swojej klasie natomiast ociera się o majstersztyk. Brawo, brawo.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz