Pier Paolo Pasolini: "Ewangelia wg św. Mateusza"
Film może mieć znakomite zdjęcia, niezłe aktorstwo, fantastyczną oprawę dźwiękową (Blind Willie Johnson jako wisienka na torcie!) i godne podziwu sceny zbiorowe; może wprowadzać zaskakujące porcje subtelności, artyzmu, a nawet szczyptę innej niż tania emocjonalności do najbardziej przemielonej opowieści świata. I ten film to ma, i ten to robi. Dopóki jednak będzie historią Jezusa wyciągniętą żywcem z Biblii i zbiorem mało głębokich bon motów, dopóty pozostanie dla mnie obrazem ciężkostrawnym i dłużącym się. I ten pozostaje. Podoba mi się za to, co na ocenę oczywiście nie wpływa, że prawdopodobnie najlepszy wierny Biblii film z historią o Chrystusie nakręcił słynny marksista, ateista i homoseksualista. W uroczy sposób daje to po policzku zarówno bezrefleksyjnej prawicy, jak i bezrefleksyjnej lewicy. Podsumowując: doceniam wartość artystyczną, drugi raz tego nie obejrzę za nic i gorąco polecam wszystkim chrześcijanom, którzy mają dość popcornowych i familijnych ekranizacji ewangelii.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz