Peter Jackson: "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia"
Ciężko mi zrecenzować ten film bez ckliwej wzmianki. Tolkien i Peter Jackson zrobili mi dzieciństwo – Śródziemie to kraina, do której w młodych latach należałem często bardziej niż do świata realnego. Do ukończenia podstawówki była to i moja ulubiona książka, i ulubiona seria filmów, zaś wśród trzech części "Drużyna Pierścienia" mogła być ulubioną, a już na pewno najważniejszą, bo od niej wszystko się zaczęło. Ciężko mi będzie kiedykolwiek nie pałać doń wielką sympatią, nawet jeśli trochę wyrosłem.
A więc biję pokłony i Tolkienowi, i Jacksonowi za ich zasługi dla dzieci, no ale wybitny film to to nie jest. Są w nim wszak elementy wybitne – epicka opowieść dostała zasłużoną, epicką, gigantomańską oprawę stylizacyjną, scenograficzną, muzyczną. Niezapomniane, wyraziste lokacje - Shire, Bree, Isengard, Rivendell, Moria, Lothlórien, a do tego niezliczone, wspaniałe scenerie plenerowe. Jeśli chodzi o samą scenografię – mikro i makro – to naprawdę nie wiem, czy jakikolwiek film otrzymał jeśli nie lepszą, to pełną większego rozmachu. Epickość bije już z pierwszej części, choć w porównaniu z dwiema następnymi jest przecież wprost kameralna. "Drużynę" lubię zdecydowanie najbardziej ze wszystkich, co jest zasługą klimatycznej pierwszej połowy z pięknym motywem wędrówki jeszcze nie zbrojnej. Dziś jednak trochę ciężko mi było momentami przełknąć kicz pod różnymi postaciami i pretensjonalny patos rodem z gry komputerowej. Jak na adaptację fantasy estetyka jest świetna, ale nie ustrzegła się plastiku w wielu miejscach (i nie mówię o rekwizytach, a raczej pracy kamery i montażu). Chciałbym napisać, że Jackson nakręcił doskonałą ekranizację powieści Tolkiena, ale jednak nie - doskonała jest chyba tylko scenografia, bliski doskonałości dobór aktorów (paru bohaterów na czele z Gandalfem nie można sobie wyobrazić lepiej wykreowanych). Trochę natomiast za bardzo poszedł w stronę hollywoodzkiej tendencji do wplatania w film drobnych klisz, kiczowatych niuansów w celu podkręcenia ekscytacji. Dawno nie czytałem Tolkiena, ale u niego było chyba dużo bardziej subtelnie niż u Jacksona.
Wciąż jednak lubię i oglądam te trzy i pół godziny z przyjemnością zaprawioną dawką znużenia względnie niewielką, patrząc na to, ile już razy musiałem to oglądać. Niezłe kino rozrywkowe.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz