Peter Bogdanovich: "Ostatni pokaz filmowy"
Imponujące świadectwo pewnego miejsca i czasu. Podoba mi się konstrukcja tego filmu - ciężko nazwać go nawet dramatem ze względu na brak solidnego trzonu fabularnego. Bogdanovich nie opowiada żadnej interesującej historii, tylko stawia przed widzem gromadę luźno powiązanych ze sobą obrazów; nie opowiada, a stwierdza mało efektowne dzieje jednego z wielu amerykańskich, przemijających małych miasteczek. I jego społeczności ze wszystkimi jej pośniedziałymi przyjaźniami, nieporadnymi romansami, zastaniem, tragediami, utraconymi marzeniami, problemami dojrzewania, a pomiędzy tym wszystkim nielicznymi, prawie niewidocznymi chwilami szczęścia. Leniwa, niemal impresjonistyczna atmosfera, całkiem ambitne zdjęcia, ścieżka dźwiękowa wyłącznie w formie wiecznie wydobywających się z jakiegoś radia przebojów tamtych lat, parę świetnie dobranych i poprowadzonych aktorów (a więc Cybill Shepherd to nie tylko "Taksówkarz"). Tematyka filmu średnio mnie pociąga i odrobinę wolno mi się to ogląda, ale to ze wszech miar udane dzieło.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz