Olivier Messiaen: "La Nativité du Seigneur"

1935 / wykonanie: Olivier Latry, 2002

Jedno słowo - misterium. Nie wiem, czy istnieje muzyka, która lepiej wyrażałaby ideę tajemnicy, nieodgadnione, niemożliwego do ogarnięcia ludzkim rozumem, niż niektóre utwory organowe Messiaena, w tym między innymi ten właśnie. Dla kompozytora było to misterium bardzo konkretne, a mianowicie misterium narodzin Jezusa Chrystusa, ale tak to już jest z jego muzyką inspirowaną wiarą katolicką, że banalnie łatwo można ją przetransponować na wrażliwość niechrześcijanina, czyli na przykład na moją. To mieszanina piękna, lęku i niewiedzy, totalnej niesamowitości, intymna raz, monumentalna innym razem. Najlepsze są tutaj zdecydowanie te fragmenty, w których jest bardzo ślamazarnie, spokojnie (jeśli chodzi o dynamikę i rytm, bo od początku do końca to dzieło jest raczej podszyte sporym niepokojem) - rozpasana chromatyka Messiaena wspaniale gdzieniegdzie tworzy atmosferę przedziwności. Brakuje mi chyba tylko większej gęstości wrażeń, bym uznał taką wielką wielkość tego dzieła, mimo wszystko nie jest to tak silna metafizyka jak w późniejszym Messiaenie.


7.5/10

Komentarze