Mircea Eliade: "Majtreji"
Dość piękna historia miłosna, mimo że nie ustrzegła się paru banałów i momentów niedalekich od werterowskiego obłędu (ostatecznie szczęśliwie wychodzi na prostą dojrzałości i realizmu), to jednak piękna, z chwilami wiarygodnej namiętności i bliskości. Choć nigdy nie czułem fascynacji kulturą Indii (więcej mnie już w nich odpycha niż przyciąga), nawet dla mnie znalazły się momenty w miarę ciekawe w tym swobodnym, okazyjnym odmalowywaniu jej elementów przez autora. Największą zaletą tej powieści jest natomiast nie historia i nie motywy indyjskie, a może nie genialna, ale świetna introspekcja głównego bohatera. Eliade oddaje myśli, uczucia i reakcje swojego autobiograficznego Allana i precyzyjnie - ładnym i jasnym językiem - i wiarygodnie, bo nie uciekając od tych niezręcznych, tych nie na miejscu, nawet nie złych, ale zdradzających tę część natury człowieka, którą niechętnie dzieli się z innymi. Nielekko pomogło w tym zapewne filozoficzne zacięcie autora, co rusz przesączające się z kolejnych zdań.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz