Mikkeller: Spontanframboos
Przedostatni Spontan będzie tym jedynym, co do którego mam jakieś porównanie z dotychczasowych doświadczeń. Lambik z malinami, czyli framboise, to bowiem po krieku i gueuze najpopularniejsze wydanie lambika i parę się już takich wypiło. Może chociaż tutaj w zapachu i smaku dodatek będzie wyczuwalny, nie tak jak w poprzednich piwach z tej serii. Jak nie tu, to nigdzie.
Opakowanie
Kontynuacja serii.
8/10
Barwa
Czerwono-brunatne, bardzo mętne, przypomina mus truskawkowy, bardzo ładne.
4/5
Piana
Bardzo dobra, obfita, bardzo gęsta, leciutko zaróżowiona, dość długo się utrzymuje.
4/5
Zapach
Piękne zderzenie typowej, derkowej, cierpkiej wiejskości lambika z subtelnymi malinami, które dają odczucie ciastka z marmoladą oraz z waniliowo-opiekanym charakterem dębowych beczek: aromat naprawdę wybitny, o rzadko spotykanej złożoności, zbalansowany, cudownie zachęcający.
9,5/10
Smak
Zachowuje wszystkie elementy zapachu i dodaje od siebie wysoką, trochę bardziej owocową niż brettową kwaśność, która trochę wykręca kubki smakowe w pozytywny sposób - piwo wyśmienite i bardzo ciekawe.
9/10
Tekstura
Idealne wysycenie, wysokie, ale tym razem ani trochę nie za wysokie.
5/5
No i się doczekałem - w końcu jakieś piwo z tej serii warte swojej potężnej ceny i wreszcie jakieś, w którym obecność dodatków owocowych jest niezaprzeczalnie wyczuwalna. Top 3 lambików, jakie w życiu piłem. Przy okazji można dojść do wniosku, że jako dodatek do lambików nadają się głównie czerwone lub ciemne, wyraziste owoce, a nie jakieś rokitniki i kwiaty dzikiego bzu, bo te ostatnie po prostu przepadają w tłumie intensywnych smaków i aromatów.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz