Martin McDonagh: "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj"
Bardzo dziwny film. Najwyżej przeciętny jako komedia, kuriozalny i kiczowaty jako szekspirowski dramat (sam rdzeń historii jest niezły, ale wypada kuriozalnie przez komediową konwencję, efekciarstwo i zupełny brak dbałości o realizm), niepoważny jako romans, mało ekscytujący jako kryminał. Z dużą dawką overactingu, momentami idiotycznymi dialogami i zresztą idiotycznym głównym bohaterem, z fabułą zdatną do streszczenia w minutę. Ale jakimś sposobem ta mieszanka działa na tyle dobrze, że dostajemy dość solidne kino rozrywkowe. Spora w tym zasługa faktu, że McDonagh nie tylko osadził swój film w Brugii, ale uczynił to miasto jednym z jego bohaterów. Genialny klimat tego miejsca - zresztą najpiękniejszego miejsca, w jakim byłem w całym życiu - skapnął trochę na ten obraz. Piękne zdjęcia Brugii w akompaniamencie nastrojowego motywu głównego sklejają bardzo dziwny scenariusz w całość może nie do końca sensowną, ale czyniącą seans dość przyjemnym, mimo że co rusz czymś denerwuje (na czele z postacią Colina Farrella).
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz