Malcolm Lowry: "Pod wulkanem"

1947

Bardzo interesujące, ambitne przedsięwzięcie literackie. Traktat o poczuciu winy, alkoholizmie, historii Meksyku i ludzkości, miłości, odkupieniu. Jedną z głównych zalet jest tu dla mnie trudna w odbiorze, nerwowa narracja, podchodząca momentami pod strumień świadomości, swobodnie i w niesygnalizowany sposób skacząca w czasoprzestrzeni, jak i swobodnie zmieniająca perspektywę. Przede wszystkim chyba jednak klimat. Lowry bardzo umiejętnie rozpościera duszny, zawieszony w upale, leniwy klimat Meksyku, który z perspektywy głównego bohatera jawi się jako piekło w raju. Stąd zachwycił mnie nieomal pierwszy rozdział i miałem już nadzieję na świetną lekturę, ale gdy nadeszła konkretna akcja, czyli jakby nie patrzeć obraz mieszaniny walki z uległością wobec alkoholizmu, podszyty nutami melodramatycznymi, byłem już dużo mniej usatysfakcjonowany. Historia Konsula mnie nie wciągnęła, a co ważniejsze rozminęła się jakoś z moją wrażliwością i w sumie trochę już pod koniec tę książkę męczyłem. Nie pomógł język autora - z wielkimi ambicjami, ale też moim zdaniem ograniczeniami; odrobinę sztywny w porównaniu z największymi mistrzami. Ogólnie bardziej doceniam niż lubię. 


6.5/10

Komentarze