LoverBeer: Madamin

Flanders Red Ale / 6,2% / recenzja z 21.10.2015

LoverBeer to browar rzemieślniczy, mieszczący się na wsi niedaleko Turynu, jeden z tych browarów typu "jednoosobowego", założony i prowadzony w dużej mierze do dziś przez jednego faceta, Valtera Loveriera. Z asortymentem wyraźnie puszczającym oko w stronę Belgii (podobnie jak, co teraz sobie właśnie uświadomiłem, zastanawiająco sporo włoskich browarów). Trafiło mi się piwo zwane przez twórcę "Oak Amber Ale", które ja pozwolę sobie zakwalifikować jako flamandzkie czerwone ale na podstawie doznań, które przyniosło. "Madamin" to piemonckie słowo, oznaczające młodą kobietę, jakby się ktoś zastanawiał.

Opakowanie
Wyróżniające się dzięki zwłaszcza nietypowemu oklejeniu szyjki. Całkiem długi opis na kontrze. Dobre.
7,5/10

Barwa
Ekscytująca - bursztynowe, rdzawe, miedziane i brunatne jednocześnie, świetnie się prezentuje.
5/5

Piana
Fatalna - ledwo powstaje jakiś kożuch, od razu redukuje się do pierścienia.
1/5

Zapach
Znakomity mariaż beczek - sprawiających nawet wrażenie, że gościły wcześniej jakiś mocniejszy alkohol - ze świeżością kwaskowatych owoców (jabłka, wiśnie, rodzynki, a nawet kandyzowane ananasy) i nutami wprost winnymi - rewelacyjny, z czasem tylko trochę słabnie.
8,5/10

Smak
Podobnie do zapachu, ale z pewnymi różnicami: zmniejsza się udział owoców, zwiększa dębu, a piwo nabiera nut klasycznie piwnicznych, mocnej kwaśności i mocnej, bardzo winnej cierpkości. Całość ma trochę rześkości, ale jest przede wszystkim szalenie eleganckie, kończy się złożonym finiszem, który splata kwaskowatość, goryczkę i przypalany dąb. Świetne.
8,5/10

Tekstura
Prawie idealna, odrobinę za dużo gazu.
4,5/5

O patrzcie, jaki świetny flanders właściwie znikąd mi się trafił. Problemem jest to, że nie ma startu do belgijskich klasyków jak lepsze Rodenbachy czy Księżniczka Burgundzka, a cenowo wypada przy nich wprost fatalnie. No, ale doceniam, że już w 2010 roku takie piwa we Włoszech powstawały.


7.5/10

Komentarze