La Robleria: Pangea 2008
Kolejny punkt na mojej mapie to Chile, czyli najważniejszy winiarski kraj Ameryki Południowej. Wylądowałem w Colchagua Valley i winnicy La Robleria, należącej do winiarskiego koncernu Ventisquero, który mimo że funkcjonuje zaledwie od 2000 roku, ma w swoim posiadaniu aż sześć winnic w sześciu różnych apelacjach Chile. Pangea to ekskluzywna seria win w stu procentach z shiraz, opracowanych wspólnie przez Australijczyka Johna Duvala i Chilijczyka Felipe Tosso. Ostatnia Pangea pochodzi z 2010 roku, chyba z powodu długiego procesu dojrzewania, a nie z powodu jakiegoś wygaszenia serii. Mnie trafiła się wersja z 2008. Producenci podają szczegółowe informacje na temat procesu powstawania tego konkretnego wina z tego konkretnego rocznika, co jest na tyle rzadkim przypadkiem, że przytoczę je w całości w ramach ciekawostki.
Winobranie miało miejsce między 10 a 15 kwietnia 2008 r., ok. dwóch tygodni wcześniej od poprzedniego rocznika, by uniknąć przejrzałych winogron, które mogłyby być skutkiem wyższych temperatur w marcu. Winogrona zostały też zebrane ze średnio o 20% niższych pól niż w zeszłym roku (250-300 metrów nad poziomem morza). Są mieszanką z bloków numer 14, 15 i 16, wszystkich o nachyleniu 30%. Grona najpierw przeszły przedfermentacyjną macerację w niskich temperaturach (przez 5 dni), by uwolniły najlepszy kolor i aromat. Następnie moszcz był fermentowany w tankach ze stali nierdzewnej w temperaturze między 22 a 26 stopni Celsjusza. Wino w całości dojrzewało przez 20 miesięcy w beczkach z dębu francuskiego, w połowie nowych. Następnie przez 24 miesiące dojrzewało jeszcze w butelkach. Nie było klarowane ani filtrowane.
Strasznie fajnie poznać takie konkrety przed degustacją. A teraz czas do niej przejść.
Jest ekstremalnie ciemne, nieprzejrzyste poza piękną, różowawą obwódką na tafli, ale widać, że nie jest klarowne. Intensywny, ciężki, ale nie przytłaczający zapach, zdecydowanie ukierunkowany na owoce ciemne i czerwone - na pierwszym planie owoce leśne: jagody, jeżyny, trochę dalej truskawki, trochę słodkich porzeczek; z tą generalnie słodką owocowością mieszają się nuty kwaskowate, lekko cierpkie, do tego akcenty szlachetnego alkoholu i mamy aromat właściwie znakomity, aczkolwiek trochę brakuje dębu. W smaku dość radykalnie zmienia profil, jest dużo mniej słodko, dużo kwaśniej, dużą rolę odgrywa przyjemny, intensywny pieprz, niegryzący, ale charakterny. Bardzo agresywny finisz, bo kumuluje się jednocześnie intensywna taninowa cierpkość z pieprzem i innymi przyprawami oraz niemałą mocą, ale jakimś sposobem jest to bardzo przyjemny atak, na dalekim finiszu powraca jeżynowa słodycz - dość dostojne, choć nie niebywale skomplikowane.
Świetne wino, choć po cichu liczyłem na większą wybitność. Potężne, niby ciężkie, ale jednak pije się je bardzo szybko, bo jest bardzo smakowite. Nie pogardziłbym drugą butelką do wsadzenia na długie lata do piwnicy, ale drugiej mogę już nie dostać. Właśnie ruszyło Copa América i właśnie gra Chile (choć nie z Argentyną, a Ekwadorem), a ja mogę napisać, że jeśli chodzi o wino na moim blogu, to mamy wynik Chile - Argentyna 1:0.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz