Kingpin: Muerto
Upragniony powrót do Kingpina. Już trzecim piwem tego kontraktowca okazało się pumpkin ale, stworzone jednak nonkonformistycznie nie na modłę Halloween, a meksykańskiego jego odpowiednika, Dio de los Muertos (równie, a może nawet bardziej barwnego święta). Wyłamali się też jeśli chodzi o użyte przyprawy: jest oczywiście dynia, ale poza tym tylko rokitnik i belgijski cukier kandyzowany. I całkiem sporo alkoholu. Intrygująco.
Opakowanie
Jak zwykle etykieta bezbłędnej jakości, bardzo ładna i dobrze opisana. Kingpinowa świnia (?) tym razem z makijażem charakterystycznym dla Dio de los Muertos.
8,5/10
Barwa
Ładna, balansująca na granicy miedzi i jasnego brązu, wyraźnie zmętnione, bardzo dobrze się prezentuje.
4/5
Piana
O dobrej obfitości, wybitnie gęsta, niestety trwałość pozostawia sporo do życzenia.
3/5
Zapach
Dość mocno wyczuwalna dynia, jest też miejsce na znaczną dawkę amerykańskiego chmielu oraz nuty czekoladowe i melanoidynowe - bardzo dobra, intensywna i rześka kompozycja.
8/10
Smak
W smaku do pewnego momentu podobnie, czyli dyniowo i melanoidynowo, dość słodko, zmienia się to po przełknięciu, kiedy wkracza ziołowa goryczka z dodatkiem cierpkości i kwaskowatości, być może to właśnie rola rokitnika - piwo jest dobre, nawet bardzo, ale ten finisz jest odrobinę za szorstki, chociaż z czasem można się przyzwyczaić i wtedy pije się już świetnie.
7,5/10
Tekstura
Trochę za mocno wysycone.
4/5
Może za wcześnie się podpaliłem tym kontraktowcem. Muerto to piwo bezsprzecznie dobre, ale mam wrażenie, że miało być czymś więcej niż się stało - jest zaskakująco mało widowiskowe jak na styl. Pumpkin ale z Pinty, AleBrowaru i Anderson Valley zostawiły je w tyle.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz