Jean-Pierre Jeunet: "Amelia"
Kinowy odpowiednik kubka cukru z łyżeczką herbaty. Doprawdy, jest tak przesłodzony zarówno pod względem formy, jak i treści, że to w pewnym sensie aż imponujące, tak jakby rzucał wyzwanie - "no spróbujcie zrobić bardziej przesłodzony film ode mnie". Szczęśliwie ten cukier jest całkiem niezłej jakości, więc się nie porzygałem - nie wiem, czy dałoby się zrobić drugi tak czułostkowy, zniewieściały, wręcz zdziecinniały (ten idiotyczny narrator, który chciał mnie siłą zaciągnąć z powrotem do przedszkola...) film, który jednocześnie jakimś sposobem zachowywałby tyle klasy, sensu i oryginalności. Ostatecznie to całkiem sprawne i nawet w miarę świeże kino rozrywkowe, ale zupełnie nie w moim typie. Aha, Audrey Tatou jest w porządku, ale to marna epigonka Giulietty Masiny.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz