Ingmar Bergman: "Tam, gdzie rosną poziomki"
Jeden z najbardziej bliskich mi filmów spośród wszystkich nakręconych. "Tam, gdzie rosną poziomki" to dzieło, które odegrało w moim życiu podwójnie ważną rolę: będąc jednym z pierwszym filmów na naprawdę wysokim poziomie, jakie widziałem, wpłynął mocno na mój rozwój jako miłośnika kina, a zarazem jego treść psychologiczna bardzo dobrze wpasowała się w moje ówczesne stany emocjonalne i przemyślenia na temat życia, człowieka i samego siebie, dzięki czemu na pewno na te stany i przemyślenia niebagatelnie wpłynął. Choć po latach nie imponuje mi już tak bardzo swoją głębią, ale postać Isaka Borga i jego symboliczna podróż wciąż są mi niezwykle bliskie, historia zmusza do nowych i nowych przemyśleń, a serce się rozgrzewa. To bardzo delikatny, subtelny i mądry film (nie jest to oczywiście mądrość rodem z filozoficznych traktatów, ale taka mniej naukowa, bardziej emocjonalna mądrość rozumiana jako wyczucie w relacjach z innymi i samym sobą), jak na Bergmana również wyjątkowo ciepły i niewinny oraz spokojny. Treść dramatu psychologicznego - wspaniałego dramatu starości egoisty, człowieka tchórzliwego emocjonalnie, dla którego karą za ucieczkę od bólu i uciążliwości relacji z ludźmi jest samotność, zmuszająca go do zrewidowania swego życia w obliczu nadchodzącej śmierci - jest tu bardzo na wierzchu, choć bynajmniej nie jest wyrażona wyłącznie w dialogach, a również w symbolach, obrazach, twarzach. Walory czysto artystyczne są tym samym mniejsze niż w największych dziełach Szweda, nawet nie zapominając o ciekawych, surrealistyczno-symbolicznych, dość ekscytujących scenach. Zdjęcia są ładne i jakby mądre, ale nie rzucają na kolana, nie ma też jakichś aktorskich fajerwerków (to znaczy Victor Sjöström jest nieskazitelny, ze świecą szukać aktora tak zespolonego z rolą jak w tym przypadku, po prostu wielkość jego gry nie jest aż tak oczywista i bezpośrednia), muzyka jest mocno wycofana. Cały ten wycofany warsztat wydaje się zresztą garniturem uszytym na miarę dla treści - tak, by nie przytłoczyć jej delikatności i nakreślonej z fenomenalnym autentyzmem postaci głównej. Daleko tu do największego Bergmana - wydawało mi się, że było dużo bliżej - ale film jest to świetny i nie wyobrażam sobie kina bez niego.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz