Hoppin' Frog: Rocky Mountain D.O.R.I.S.
Z Hoppin' Frogiem miałem póki co przygody trzy. Pierwszą był rozczarowujący B.O.R.I.S. The Crusher, drugą był panel co najmniej ośmiu piw z tego browaru, na którym dwa urzekły mnie wybitnie, a trzecią - opędzlowanie jednego z tych dwóch piw samemu. Teraz czas na czwartą, opędzlowanie drugiego z tych dwóch piw. Powinno być dobrze, a nawet bardzo dobrze. Piwo przede mną to czwarte najlepsza na RB piwo od skaczących żab, stout imperialny leżakowany w beczce po nieokreślonej niestety whiskey.
Nieprzejrzyście czarne, piana symboliczna. W aromacie bardzo dużo beczki, która skręciła to piwo, z natury wytrawne, popiołowe, mocno palone, ostro kawowe, w stronę słodszych klimatów - pralin belgijskich, wanilii. Byłoby pięknie, gdyby alkohol się trochę nie przebijał. W smaku bardzo esencjonalne, bardziej nawet niż na 10,5% - ekstremalnie palone, lekko popiołowe, odrobina bardzo gorzkiej czekolady. Beczki nie ma tak dużo jak w zapachu, przebija się mocniej dopiero na finiszu, gdzie wchodzi z posmakiem whiskey, drewna i dosłownie szczyptą wanilii. Pyszne, ciężkie, intensywne, choć nie ma w nim nic nie z tego świata i nie wystrzega się pewnych niedociągnięć na poziomie smaków podstawowych (lekka niezbyt przyjemna cierpkość na finiszu). Super tekstura, bardzo gęste.
Rozczarowanie. Czy ledwie rok w piwnicy aż tak źle posłużył temu piwu? Czy dostałem gorszą butelkę niż na degustacji? Czy padłem wtedy ofiarą uroku chwili i zawyżyłem ocenę? Pytania się kłębią, odpowiedzi nie poznam, zapłaciłem ponad stówkę za RISa na poziomie, na którym RISy robi się już od dawna w Polsce i który, choć jest poziomem dość wysokim, nie ma prawa tyle kosztować.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz