Harold Ramis: "Dzień świstaka"
Ciężko mi uwierzyć, że istnieje lepsza mainstreamowa komedia romantyczna. Sama koncepcja jest po prostu znakomicie pomyślana pod komedię. Byłaby też znakomicie pomyślana pod ponury film filozoficzny - panowie scenarzyści dotykają tu wszakże najwyższych metafizycznych kwestii, stety czy niestety wolą jednak na ich bazie urządzić film czysto rozrywkowy (aczkolwiek siłą rzeczy bardzo inspirujący do przemyśleń, aż groteskowo niewspółmiernie do "wagi" takiego kina). Ale pomysł pomysłem, i realizacja jest nienaganna - pomyślałem przed seansem, wiedząc z czym w zarysie będę miał do czynienia, że pewnie będzie to świetna zabawa przez pierwsze pół godziny i zjadanie ogona przez następne dwa razy tyle, tymczasem ostatecznie mam wrażenie, że mógłby ten film trwać dwa razy dłużej i bym się nie znudził, a uśmiech nie schodziłby z mojej twarzy. Bo jest to komedia naprawdę zabawna, co jest też w pewnym stopniu zasługą dobrej roli Billa Murraya. Jako melodramat jest to twór niedorzeczny i dziecinny, ale nikt chyba nie oczekuje od komedii romantycznych głębi. Bardziej boli mnie, że mamy tu do czynienia z całkowitą mielizną estetyczną, brakiem stylu reżyserskiego. Szkoda, ale w kategorii czysto rozrywkowego kina to top.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz