Franz Lehár: "Wesoła wdówka"
1905 / wykonanie: Cheryl Studer, Boje Skovhus, Barbara Bonney, Rainer Trost, Bryn Terfel, Wiener Philharmoniker, John Eliot Gardiner, 1994
Jeden z najbardziej niepoważnych utworów zaliczanych do muzyki poważnej (przynajmniej spośród tych szerzej znanych). Mimo wszystko nie jest to zła rzecz; pierwszy akt jest zdecydowanie przyjemny, jest parę uroczych i pomysłowych fragmentów, no i domyślam się, że w połączeniu z widowiskiem może to być naprawdę niezła rozrywka, natomiast gołą muzykę w całości trochę albo nawet bardzo ciężko wysłuchać, nie zajmując się zupełnie niczym innym i skupiając tylko na niej. To pokazuje, jak karykaturalna jest przynależność tego typu utworów do TEJ muzyki poważnej i jak dalece bliżej Lehárom różnego pokroju do Michaela Jacksona niż do Beethovena - wszak w normalnych warunkach to klasyka ze swoją złożonością spośród całej muzyki najlepiej nadaje się do poświęcania jej pełnej uwagi.
Gdyby to radykalnie, ale to radykalnie obciąć, wywalić większość fragmentów, w których postacie gadają coś do siebie zupełnie niemuzycznie na tle istnej filmowej muzyki tła i to wcale nie pierwszego sortu, i jeszcze najlepiej pohamować zapędy kompozytora do wrzucania wszędzie cyrkowej perkusji, wyszłaby elegancka muzyka rozrywkowa, a tak to mamy taką breję, której można sobie posłuchać, i owszem, tyle że po co, zwłaszcza jeśli trwa ponad półtorej godziny.
Chyba nawet chciałbym to bardziej lubić, wizja tłumów sprzed stu lat bawiących się w bądź co bądź kulturalnych warunkach i na jakimś tam poziomie całkiem mi się podoba, ale konfrontacja sam na sam z tą muzyką, bez dodatkowych zajęć i obrazów, mocno ją wykończyła.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz