Federico Fellini: "La strada"
Trochę za dużo czasu Fellini poświęcił dość prostemu prowadzeniu średnio wciągającej akcji lekko osnutej dramatem trudu życia, ale ostatnie pół godziny filmu sporo wynagradza. Wraz z relacją dwojga głównych bohaterów rozwija się tam mocny, subtelnie, nie wprost przedstawiony dramat, w którym włoski reżyser osiąga szczyty prostolinijnego ekranowego piękna i wrażliwości, a również pozostawia szerokie pole do interpretacji. Ciężko powiedzieć, o czym właściwie jest "La Strada" na głębszym poziomie - może to po prostu ballada na temat przyjaźni, ale jest w tym wszystkim coś podskórnego, metafizycznego, co każe mi podejrzewać jakiś mocny symbolizm. Parę niezłych kadrów, klimatyczne plenerowe scenerie, świetne aktorstwo Giulietty Masiny, prosta, lecz ładna muzyka Nino Roty, spore emocje. Całość zalatuje lekko realizmem magicznym, bardzo nienachalnie magicznym i jawi się jako śmiały, post-neorealistyczny dialog z najsłynniejszym, przebrzmiałym już wówczas nurtem włoskiego kina. Choć jest to być może najbardziej znany film Felliniego, oczywiście nie umywa się do największych dzieł reżysera - wciąż bardzo warto go zobaczyć.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz