Federico Fellini: "Amarcord"
Ładna, sentymentalna, ale nie płaczliwa laurka Felliniego w hołdzie dla jego rodzinnego miasta. Przywołując najbardziej szczegółowe wspomnienia, reżyser świetnie oddał atmosferę miejsca i społeczności Rimini, przy okazji uchwyciwszy niezwykle wyrazisty obraz włoskiej rodziny. Jak to u niego bywa, spod barwnej i komicznej powłoki groteskowych typów, przesadnie krągłych kobiet, nieco zbyt rubasznego humoru prześwieca posępność - zmagania z faszyzmem, konieczność godzenia się ze śmiercią najbliższych, a przede wszystkim przemijanie miejsca i czasu. Trochę za dużo tu męczącego, rubasznego humoru o dojrzewaniu chłopców, ogólnie sentymentalność i prostoduszność tego filmu jak trochę mi imponuje, tak i trochę mi od niej duszno (nie jestem, prawdę mówiąc, wielkim miłośnikiem prostych ludzi), ale są też sceny z odrobiną magii młodszego Felliniego, jak scena oczekiwania na statek czy scena w mgle. Znacznie, znacznie słabsze kino od największych dzieł Felliniego, ale i tak mogłoby dać setkę lekcji Giuseppe Tornatore.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz