Emir Kusturica: "Arizona Dream"
Zgrabne przeniesienie stylu Kusturicy na amerykańską materię, jakkolwiek czuć, że Emir nie jest w domu (totalnie w jego stylu jest tylko szalona, absurdalna scena kolacji i może burzowe zakończenie). Z niedorzecznej, gdzieniegdzie ponadprzeciętnie zabawnej komedii przechodzi w szczery dramat, w którym hałdy emocji zawieszone są na ledwo istniejącej ramie logicznej, co dzięki pięknej wrażliwości reżysera nie zawala się, a wypada poruszająco (choć nieporównywalnie bardziej zdobywało mnie gdy widziałem ten film pierwszy raz, będąc szesnastolatkiem, jako jeden z pierwszych filmów mojego życia z jakimiś ambicjami artystycznymi). Wszystko to sklejone zabawą reżysera w penetrację historii amerykańskiego kina i w mniejszym stopniu amerykańskiej kultury w ogóle. Bardzo ładne emocje, bardzo ładny, surrealistyczny symbolizm w typowej manierze Kusturicy, niezły klimat uzyskany za pomocą doskonale trafionej, charakterystycznej ścieżki dźwiękowej (w której i styl Bregovicia został rzucony na amerykańską ziemię) i sceneriom Arizony, niezła chemia między aktorami mimo mocno ograniczonych umiejętności każdego z nich - wszystko to czyni film jedynym w swoim rodzaju, choć formalnie jest średnio ciekawy i ma parę wad (przede wszystkim moim zdaniem koszmarne przegadanie).
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz