Carl Th. Dreyer: "Męczeństwo Joanny d'Arc"
Doprawdy natchnione dzieło, jeden z najwyższych szczytów kina niemego. Film o jednej z najbardziej religijnych i patriotycznych postaci wszech czasów, tymczasem jeden z najbardziej antykościelnych i antypaństwowych. Cały ten film to tak naprawdę starcie potężnej, anielskiej Renée Falconetti z całą plejadą najbardziej parszywych, obłudnych, świętoszkowatych, odpychających mord w historii kina; w krótkich fragmentach obraz przybiera pewien rozmach (głównie choreograficzny), ale przez większość czasu jest chyba odpowiednio do tematu ascetyczny, oparty na zupełnie szczątkowej scenografii, białym, odrealnionym trochę, uświęconym tle i właśnie potędze twarzy. Koncepcja na nic by się jednak zdała, gdyby nie dwa aspekty kinematograficzne, z którymi dzieło Dreyera będzie mi się kojarzyć w pierwszej kolejności - przede wszystkim znakomity, dramatyczny, agresywny montaż, a potem również dramatyczne, śmiałe, ekspresyjne kąty ustawienia kamery i ciasne kadry. Daje to w sumie mocarny jak na lata dwudzieste środek kinowej ekspresji, jakkolwiek pierwszą wadą tego filmu jest dla mnie nadmierna, prowadząca do pewnej monotonii eksploatacja tego środka. No i trochę przegięty patos. Wciąż to jednak rozmach artystyczny, o którym miłośnicy kina w epoce niemej na ogół mogli tylko śnić. Jeszcze kwestia muzyki, której reżyser nie określił, a jest bądź co bądź bardzo ważna - oratorium Richarda Einhorna wydaje mi się wyborem, który ciężko byłoby przebić, znakomicie współpracuje z obrazem.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz