BrewDog: Clown King
Moje dotychczasowe przygody z barley wine'ami są... różne. Jedno okazało się jednym z kilku najlepszych piw, jakie piłem, jeszcze jedno było znakomite, dwa zdecydowanie zawiodły jak na moc, dostojeństwo, elitarność i chyba zawsze wysoką cenę tego stylu. No i było jeszcze piąte, z BrewDoga, którego ani nie mogłem nazwać rozczarowaniem, ani piwem jak na barley wine w pełni satysfakcjonującym. Dziś druga próba w tym nurcie dla szkockiego browaru i po raz kolejny będzie to barley wine amerykańskie. Piwo kupiłem już jakiś czas temu, jakoś na początku marca, a BrewDog wypuścił je w połowie stycznia. Ma więc już prawie rok, aczkolwiek w przypadku barley wine, i to tak mocnego, nie jest to jakiś poważny okres leżakowania.
Opakowanie
Wyjątkowo dobrze dobrany kolor etykiety. Jak zwykle przyjemna, choć i odlatująca w kosmos historyjka na temat piwa. Rzadko spotykany, czarny kapsel BrewDoga.
9/10
Barwa
Tak niezwykła, że ciężko ją sklasyfikować - pod mocnym światłem robi się z niej błyszcząca miedź albo nawet po prostu czerwień; bez światła natomiast trochę ma w sobie ciemnego bursztynu, trochę brązu, a trochę również czerwieni, ale zupełnie innej, bardziej matowej - niesamowite.
5/5
Piana
Solidna jak na styl i moc, nalewa się całkiem wysoka i gęsta, po paru minutach jej sporo ubywa, ale pozostaje bardzo gruby pierścień i spore pozostałości na tafli.
4/5
Zapach
Przepiękny, czarujący, magiczny - słodki, ciastowy - piernik, ciastka z marmoladą, mnóstwo rodzynek, winogron, śliwki suszone, wiśnie, a również spore dawki skondensowanego amerykańskiego chmielu... niebywała podróż przez meandry nieokiełznanej słodowości z pomocą chmielu, a w dodatku alkoholu w nim praktycznie brak - genialny zapach, jeden z najlepszych, jakie poznałem.
10/10
Nie zawodzi - w ustach mamy mniej więcej to samo co w zapachu, ale finisz przynosi nowe doznania - ni z tego, ni z owego bombarduje intensywnymi nutami przypieczonej skórki od chleba i orzechów, a następnie w świetny sposób wkomponowuje w swój bukiet przyjemną, jakby lekko pikantną goryczkę, zaś jedyny moment, kiedy alkohol daje się we znaki, to przyjemne rozgrzanie przełyku - z bólem serca muszę mu odmówić najwyższej noty za smak, ale otarło się.
9,5/10
Tekstura
Minimalnie za wysokie wysycenie, ogólnie jest wręcz niskie, ale do tego stylu pasuje bardzo niskie.
4,5/5
Piwo genialne, na pewno pierwsza dwudziestka ze wszystkich, które piłem (zarówno biorąc pod uwagę wrażenia estetyczne, jak i nie biorąc). W swojej klasie ustąpiło co prawda barley wine z włoskiego Baladin, ale w sumie tamto piwo było leżakowane w beczkach po winie, a to takiego podkręcenia smaku i aromatu nie zaznało, więc to nie do końca ta sama kategoria. Jeśli zaś chodzi o pozycję w rankingu piw z BrewDoga, to jest zaraz pod podium, a to już pięćdziesiąta szósta recenzja piwa z tego fantastycznego browaru - i utwierdza mnie w przekonaniu, że warto popełnić tych recenzji co najmniej drugie tyle. I tak porównując z ostatnimi przeżyciami, to choć jest o 2,5% mocniejsze od żywieckiego porteru, to w ślepym teście strzelałbym, że jest o co najmniej 2,5% słabsze. Genialny popis możliwości słodu z asystą amerykańskiego chmielu.
9.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz