Bohuslav Martinů: VI symfonia "Fantaisies symphoniques"
Do dziwnego świata zaprasza nas Martinů. Jego ostatnia symfonia na pierwszy rzut ucha nie brzmi bardzo dziwnie jak na połowę XX wieku, ale ostatecznie wydaje mi się dziwniejsza od wielu bardziej ewidentnych dziwactw z tamtego okresu. Muzyka bardzo zmienna, lawirująca od tajemnicy i niepokoju przez groźną monumentalność aż po baśniową sielankę i prostolinijne piękno. Zmienność nie tylko nastroju, ale i dynamiki, ale i brzmienia (przepychanki sekcji dętej i smyczkowej, spore wykorzystanie instrumentów perkusyjnych – całość brzmi jednocześnie bardzo symfonicznie, ale i w pewien sposób kameralnie, jest sporo przestrzeni). Fragmenty stosunkowo konserwatywne mieszają się z muzyką-parą bez żadnej jasno określonej struktury. Tytułowa fantazja przechodzi nieśmiało w szaleństwo; nie jest to wszak obłęd złowrogi i przytłaczający, a wariactwo zapraszające do zgłębiania.
Bardzo mi się podoba, ale nie do końca ją rozumiem. Może to jednak w porządku, skoro nie do końca rozumiał ją chyba nawet sam Martinů. I zgadzam się z nim, że mimo jej pokraczności udaje się jej wyrażać coś, coś zaskakująco spójnego. W moim panteonie symfonii się nie znajdzie, ale warta polecenia to muzyka.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz