Billy Wilder: "Bulwar Zachodzącego Słońca"
Spore rozczarowanie. Film jest dobry, ale nic ponadto. Niezłe jest to zatopienie widza w mrocznym obliczu Hollywood połowy stulecia, mocne jest cynicznie ironiczne i posępne zakończenie, oglądanie von Stroheima to czysta przyjemność, w końcu reżyseria jest nienaganna, a nawet walory czysto kinematograficzne całkiem spore jak na klasyczne kino amerykańskie. "Bulwar Zachodzącego Słońca" ponosi natomiast porażkę w swoim rdzeniu, czyli w scenariuszu, w dramacie i w dwóch głównych postaciach. Patrząc na to jako na film noir, to jest prosty jak konstrukcja cepa i nieprzyzwoicie przewidywalny. Patrząc zaś jako na dramat, to główna postać kobieca raczej nie wzbudza do refleksji nad psychologią wielkiego upadku wielkiej gwiazdy, a zwyczajnie żenuje. Aktorstwo Glorii Swanson nie buduje postaci złowieszczej, a już raczej groteskową. Nie lepiej jest w przypadku głównego bohatera, któremu brak wyrazistości. No bardzo mało filmów mnie w równym stopniu rozczarowało.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz