Anchor: Old Foghorn
By Shipwrecker Circus nie czuł się samotny, biorę się za drugie barley wine na blogu. Tym razem ze znanego mi już bliżej browaru z San Francisco, Anchor Brewing. Tenże producent zawodzi mnie trochę, bo trzy z trzech jego piw nie zdołały dotrzeć nawet do oceny 8/10, a jak wiadomo amerykanizmy swoje kosztują. Jak dowiemy się ze strony internetowej, to datowane na rok 1975 (butelkowanie rozpoczęte w następnym roku) barley wine to pierwsze piwo w takim stylu z Ameryki. No teraz to musi być już chociaż świetnie.
Opakowanie
Typowe opakowanie Anchora - urocza buteleczka i oldskulowa etykieta - ładna, choć nie rewelacyjna, nie przedstawiająca nic oryginalnego, jeno jęczmień i chmiel. Jak zwykle świetne wrażenie robi krawatka, która mieści na sobie stosunkowo obszerne wprowadzenie merytoryczne do degustacji. I jak zwykle bardzo ładny, dedykowany kapsel.
8/10
Barwa
Fantastyczny kolor - lawiruje w zależności od naświetlenia od głębokiej, krystalicznej miedzi poprzez rubiny aż do jasnego brązu; magiczny, urzekający.
5/5
Piana
Dość obfita, bardzo, choć nie idealnie gęsta, umiarkowanie trwała - utrzymuje się kilka minut niemal w całości, później pozostają resztki i gruby pierścień.
3,5/5
Zapach
Świetny, składają się nań bez osiągania jakiejś znacznej przewagi nad innymi trzy sfery: chmielowa, bardzo świeża owocowość, karmelkowo-wiśniowa słodycz i alkoholowa, ale dość szlachetna moc.
9/10
Dość słodkie, opanowane przez ducha likierowatych wiśni, które tak bardzo biorą górę, że podbudowa słodowo-chmielowa spada na daleki plan; oznaki wielkiej mocy zanikają dopiero na zadziwiająco łagodnym, choć i długim, bardzo słodkim, owocowym finiszu; znakomite, fascynujące i eleganckie, ale do doskonałości jeszcze trochę brakuje, mogłoby lepiej radzić sobie z alkoholem; niezwykle pijalne, jak zazwyczaj zadowalam się jednym piwem w przypadku normalnego woltażu, tak mając do czynienia z taką mocą praktycznie nigdy nie mam ochoty zabrać się za następne - a tu bym poprosił.
9,5/10
Tekstura
Na początku zdecydowanie, choć na pewno nie koszmarnie za wysokie wysycenie - później normuje się niemal do ideału.
3,5/5
8.5/10
No i wreszcie Anchor podbił czymś moje serce. Rewelacyjne barley wine, które zdecydowanie przebiło to z BrewDoga, które niedawno piłem. Bardzo wykwintne, pozwala naprawdę niewiarygodnie się delektować. Zobaczymy jeszcze, jak spisze się ostatnie piwo z Anchora, jakie mam - jeśli podobnie, to na pewno szybko sięgnę po następne.
______________________________________________
Powtórka 25.07.2017 r.
Cudowna barwa i dobra piana. Zapach jest bardzo podobny do tego, co opisałem przed laty - dominuje właśnie taka karmelkowo-wiśniowa słodycz, za nią występuje świeża, chmielowo-słodowa owocowość spod znaku pomarańczy, poza tym chleb, daktyle, nawet jakieś owoce leśne - jest piękny. W smaku jeszcze lepiej, jest bardzo owocowe, te owoce idą zarówno od ciemnego słodu, jak i od chmielu, więc są dość zróżnicowane, ale rzeczywiście na pierwszym planie wiśnie, poza tym jest bardzo ładny karmel, cudowna chlebowość, cudowny, dłuuugi finisz, łączący sporą słodycz z niemałą goryczką. Może odrobinę za dużo gazu i odrobinę za dużo alkoholu. Patrząc na moje notatki sprzed ponad trzech lat, odczułem je wówczas bardzo podobnie - to znakomite piwo, ocena zostaje w mocy, a nawet to trochę mocniejsze 8.5 niż było!
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz