Platon: "Państwo"

ok. 380 p.n.e.

Nie bardzo mi po drodze z filozofią Platona i to nawet patrząc na nią pobłażliwie przez pryzmat starożytności, a już jego subtelny pomysł na totalitaryzm jednocześnie faszystowski i komunistyczny jako lek na całe zło tego świata budzi raz śmiech, a raz trwogę (to dość zabawne, że człowiek, który za szalenie słuszne uważał porzucanie noworodków spłodzonych przez np. zbyt młodych mężczyzn lub urodzonych przez zbyt stare kobiety, państwową regulację współżycia seksualnego i całkowitą wspólność partnerów i dzieci, podłożył jednocześnie podwaliny pod filozofię chrześcijańską, a nawet dogmaty wiary chrześcijańskiej (wizja sądu ostatecznego!)). Nie sprawiło to jednak, że jego najsłynniejsze dzieło czytało mi się źle. Lekturą lepszą niż dobrą są w szczególności pierwsze dwie księgi, kiedy jeszcze Platon próbuje dojść do istoty sprawiedliwości na drodze "tradycyjnej" dyskusji z logicznymi argumentami, a rozmówcy platońskiego Sokratesa sprzeczają się z nim, a nie tylko przytakują jak później. Jest przejrzyście, zrozumiale, rozsądnie i ciekawie. Później jeszcze, pomiędzy kolejnymi rozważaniami politycznymi, wkracza nauka o ideach, z którą, jakkolwiek by jej nie oceniać, również zapoznaje się przyjemnie. Dużo słabiej się robi, kiedy zaczyna się typowy dla starych filozofii festiwal pobożnych życzeń i rozwiązań zupełnie arbitralnych, dziś kojarzący się raczej z religią i ślepą ideologią niż pełnoprawną filozofią. I to jednak nie jest lekturą złą, bo Platon pisze nawet ładnie, ale nie jest już dobrą. Ostatecznie, choć bardziej wpływowego filozofa być może nigdy nie było, dzisiaj "Państwo" przeczytać można i będzie to miało swój urok, ale w całości na pewno nie trzeba.


6.5/10

Komentarze