Yasujiro Ozu: "Tokijska opowieść"
Nie odmówię temu obrazowi skrytego piękna, które sączy się bardzo delikatnie z jego ciszy i spokoju, ale odmówię geniuszu, a nawet wybitności. To bardzo mądry film obyczajowy, który bez pośpiechu ukazuje ponadczasowe prawdy o trudzie relacji dzieci z rodzicami, ich stopniowemu, nieuniknionemu oddalaniu się od siebie ku smutkowi tych drugich. Oschłe zachowanie dzieci jest być może w części ich winą, winą przesadnego poświęcenia się pracy i innym obowiązkom, ale generalnie jest to po prostu jeszcze jedna przykra kolej rzeczy w życiu człowieka, którą determinuje zarówno wrodzony egoizm, jak i współczesny styl egzystencji na czele z destrukcyjnym kultem pracy. Tylko czy to aby specjalnie odkrywcza myśl, czy całość nie jest trochę choć mądrym, to jednak banałem? Chyba jest, przynajmniej po sześćdziesięciu latach. Ozu nie podaje też swojego przesłania w formie, która skłania do zachwytów - wyraża się raczej nie w słowach, a w sytuacjach, scenach obyczajowych, na jedyny ekscytujący moment - niedługą rozmowę Kyoko z Noriko - każąc czekać trochę za długo. Taka ścieżka ma swoje zalety i swój urok, ale nie czyni filmu wybitnym i nic innego go takim nie czyni - ani aktorstwo, ani zdjęcia, nie wspominając o muzyce, wrzuconej tu jakby od niechcenia. Nie mam nic przeciwko statycznym, powolnym obrazom, ale statyczność, powolność i mądra wymowa nie rodzi jeszcze świetnego dzieła.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz