Wolfgang Amadeus Mozart: VI koncert fortepianowy
1777 / K. 238 / wykonanie: Camerata Academica des Salzburger Mozarteums, Géza Anda, 1989
Koncert bardzo lekki, kruchy i salonowy nawet jak na Mozarta - doprawdy zdaje się bardziej cofnięciem do stylu galant, jeżeli rozumieć go jako transpozycję rokoka na muzykę, niż kontynuacją klasycyzmu. I to mimo paru mocniejszych uderzeń, paru wprowadzeniom krótkich fragmentów w tonacjach minorowych - cały ten koncert koncert sprawia wrażenie kruchego, delikatnego, wymyślnego i nawet lekko prowokującego jak rokokowa architektura. O ile w wolnej części wypada to nieźle, ale minimalnie niespójnie, o tyle części skrajne są bardzo przyjemne, szczególnie Allegro aperto z przypominającymi niewinna igraszkę wymianami tematów (skądinąd bardzo ładnych) pomiędzy fortepianem a orkiestrą oraz nastrojem beztroski i poczuciem obcowania z miniaturowym pięknem niczym kunsztowna rokokowa zastawa; ciekawa jest finalna cadenza - preimpresjonistyczna to znacznie za duże słowo, ale jest w niej coś z zatrzymania chwili. Andante penetruje ten kierunek jeszcze mocniej i choć styl 20-letniego Mozarta okazuje się trochę zbyt beztroski, by skutecznie zatrzymać chwilę na parę minut, to efekt i tak jest bardzo zgrabny klimatycznie. W finalnym rondzie warto zwrócić uwagę na ciekawe wykorzystanie blaszaków i umiejętne połączenie skrajnej lekkości z dość mocnymi zmianami dynamicznymi. Brakuje tu na pewno czegoś wyróżniającego się, czegoś co mogłoby ten koncert czynić dobrze zapamiętywalnym pośród oceanu twórczości Mozarta, no i jest już odrobinę przesadnie lekki (wiek już kompozytora nie usprawiedliwia, bo miał już w dorobku utwory głębsze), ale warto zwrócić na niego uwagę.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz