Witold Lutosławski: Koncert na orkiestrę
Koncert na orkiestrę to podobno najczęściej wykonywane dzieło Lutosławskiego - ja mam w głowie parę, które chętnie wykonywałbym częściej (właściwie prawie wszystkie, jakie znam), ale jak wszystko, co wyszło spod ręki tego wybitnego kompozytora i dotarło do moich uszu, jest to przeżycie co najmniej bardzo ciekawe i bardzo ładne. To bardzo obfity i zróżnicowany utwór; dzieje się tu tak wiele, że to aż wydłuża muzykę i wydaje się, że trwa więcej niż te pół godziny.
Pierwsza część rzuca kontrastami między pogodnymi, lekkimi melodiami zaczerpniętymi z folku a mocarnymi, epickimi, groźnymi uderzeniami orkiestry. Tymi dwiema rolami wymieniają się swobodnie sekcja dęta i sekcja smyczkowa, zaś do tego, kto akurat odtwarza rolę numer dwa, dołączają jeszcze bębny. Po paru początkowych minutach burzliwej konfrontacji wygrywa ostatecznie strona ludowa i powoli wycisza utwór. Cisza króluje również w części drugiej - jest ona tak cicho zagrana, zwiewna i pośpieszna, jakby była utkana z lekkiego wiatru. Najmniej wciągająca, ale w ciekawy sposób igra z ciszą. I ostatnia, najlepsza część również z ciszy wychodzi, w napięciu rosnąc do głośnych dźwięków, by znów (tylko lepiej niż w pierwszej części) podjąć grę kontrastów między lirycznym folklorem a grzmiącą orkiestrą, a również między ciszą a mocnym brzmieniem. Bardzo zmienna; nigdy nie wiadomo, co czeka za rogiem.
Bardzo dobra muzyka, ale wolę, jak Lutosławski daje sobie spokój z folklorem i robi się agresywny na całego.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz