Willie "The Lion" Smith: "Willie "The Lion" Smith"
Takie zaskakująco dobre i ciekawe kompilacje jak ta skłaniają mnie ku przekonaniu, że stride był najciekawszą i pozostaje najlepiej zakonserwowaną do dziś odmianą jazzu przed-bopowego. Tak jak bebop swój artystyczny sukces zawdzięczył w dużej mierze redukcji ilościowej składów, tak jest i tu: osamotnienie pianisty pozwala mu rozwinąć skrzydła improwizacji, bardzo spętanej, gdy kilka osób lub cały big band musi grać coś spójnego. Jednocześnie jest to muzyka do cna jazzowa, miła ucieczka od zatrutego popem swingu, spadkobierczyni ragtime’u, właściwie jego mocno ośmielona wersja przyprawiona bluesem. Willie „The Lion” Smith był mistrzem w tej dziedzinie niekoniecznie mniejszym od tych dwóch bardziej popularnych mistrzów, głową pełną niekończących się pomysłów na skomplikowane improwizacje melodyczne, śmiałości do rwania ostro synkopowanego rytmu i eksploracji niebanalnych akordów, będących niejakim zalążkiem do tego, co robił później choćby Cecil Taylor. Jednocześnie jest to muzyk gorący, inteligencja wirtuozerii nie ogranicza tu jazzowego żaru i pozytywnej energii stride’u. Zdarza mu się w dodatku liryzm nieosiągalny do większości współczesnych tym nagraniom jazzmanów. Słucha się tych kawałków z wielką przyjemnością, niemałym zaciekawieniem i poczuciem atmosfery przedwojennego Nowego Jorku, jakże lepiej tu ujętej niż w większości swingów.
Znaczna większość utworów jest bardzo dobra, ale największe wrażenie robi pierwszy, Echo of Spring, w którym Smith połączył taneczną energię stride’u (lewa ręka) ze zwykle nietowarzyszącym tej muzyce, impresjonistycznym, lirycznym klimatem, który przywodzi na myśl wiosenny poranek w Nowym Jorku (prawa ręka). Więcej tu magii niż w prawie wszystkich swingowych kawałkach razem wziętych. Warto zwrócić uwagę na Darktown Strutters’ Ball, gdzie główną rolę odgrywa nie fortepian, a energiczny i porywający wokal. Jedną z najbardziej imponujących improwizacji zawiera bombardujące nutami Charleston, w którym pianista obficie improwizuje melodycznie, rytmicznie i harmonicznie obiema dłońmi.
Ani Smith, ani ta kompilacja nie cieszą się dziś poważną popularnością, tymczasem to jeden z najbardziej satysfakcjonujących krążków z przedwojennym jazzem, na jakie się natknąłem (to znaczy z jazzem w przedwojennym stylu, nie jestem pewien daty tych nagrań).
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz