William Faulkner: "Wściekłość i wrzask"
Opowieść o zagładzie rodu Compsonów nie będzie nigdy kandydowała na moją ulubioną powieść - nie wzbudziła we mnie poczucia wielkiego piękna literackiego ani nie obezwładniła treścią - ale na swój sposób jest fascynująca. Bardzo trudna, choć z czasem coraz mocniej się rozjaśnia - samodzielne układanie tych puzzli to całkiem ciekawe przeżycie. Faulkner w jakiś sposób pod bardzo chłodną powłoką zawarł wielki ładunek emocjonalny, spojrzał na swoją historię jednocześnie surowo i wrażliwie.
Pierwszy rozdział nie był doświadczeniem przyjemnym. Przebijanie się przez poszarpane, nieskładne zdania stylizowane na relację upośledzonego mężczyzny, dodatkowo utrudnione przez zaburzenia chronologii, to spore wyzwanie, które w dodatku nie przynosi w zamian nie wiadomo czego. Także zbyt długie obcowanie z pokaleczoną mową murzyńskich bohaterów, którzy na początku zabierają głos szczególnie często, co najmniej w polskim przekładzie jest bardzo męczące. Co prawda Faulkner stworzył tu zręcznie wrażenie oglądania świata z wnętrza jakiejś bańki mydlanej, z bardzo zamkniętego umysłu, który jakby nie ma bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością, a jedynie ją ogląda. Gdyby jednak cała powieść była napisana w takim stylu narracyjnym, to byłbym po niej niezwykle zmęczony i moja ocena nie byłaby wysoka. Później jest na szczęście tylko lepiej, dużo lepiej, wręcz dopadł mnie syndrom jeszcze jednej strony, jakbym, za przeproszeniem, powrócił do gimnazjum i czytał fantastykę. Bardzo wartko płynie strumień świadomości nadwrażliwego, oderwanego od teraźniejszości, pełnego zaburzeń na tle seksualnym Quentina; powieść wybucha tu wielkimi emocjami. To chyba najlepszy rozdział, choć najtrudniejszy w ogarnięciu. Zupełnie normalna już narracja Jasona i w końcu narrator trzecioosobowy z czwartego rozdziału stwarzają z kolei bardzo wyrazistą atmosferę rodzinnie patologiczną, tu najmocniej czuć piekło Compsonów. Przynoszą też dwa niezłe portrety psychologiczne, wybitnie południowe - gruboskórnego, skrajnie praktycznego, rasistowskiego i seksistowskiego Jasona z nienaruszalnymi przekonaniami na miejscu uczuć oraz jego matki, która swoją dewocją i ułomnym konserwatyzmem mocno przyczynia się do upadku rodziny.
Każdy z czterech narratorów poza Quentinem mówi chłodno, a jednak po złożeniu tego w całość wyłania się obraz żywo smutny, ponury, dramatyczny i trochę straszny. Godne uwagi dzieło, choć do moich ulubionych mu daleko.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz