Werner Herzog: "Aguirre, gniew boży"

1972

Niezwykle specyficzne kino, rzadko kiedy po obejrzeniu jakiegoś filmu miewam w głowie zarówno tak wiele, jak i tak niewiele spostrzeżeń. Przede wszystkim postrzegam "Aguirre" jako niedorzeczną, demoniczną grę reżysera pomiędzy realizmem a surrealizmem. Film przechodzi - sam nawet nie wiem, czy płynnie, czy skokowo - z podejścia naturalistycznego do zakamuflowanego, skradającego się, paranoicznego surrealizmu, który uświadamiamy sobie z ciarkami przechodzącymi po plecach. Podobnie z moim odbiorem filmu - koło połowy niemalże zasypiałem, a gdy pod koniec obudziłem się, w szoku stwierdziłem - jestem zachwycony. Poza tym epicka oda do szaleństwa, bez wątpienia jeden z najlepiej obrazujących szaleństwo filmów w historii. I może jeszcze śmiech prosto w twarz gatunkowi kina przygodowego. Fragmenty, trochę za krótkie, miażdżącej kinematografii, zwłaszcza na początku i pod koniec, opartej na znakomitej pracy kamery, oryginalnym, nieprzewidywalnym, obłąkanym montażu, fascynującej scenografii, balansowaniu między szaleńczo realistyczną ciszą a muzyką Popol Vuh, w końcu na zupełnie manierystycznej z ducha grze barw. Chyba nigdy nie miałem równie silnej potrzeby ponownego obejrzenia filmu tuż po pierwszym seansie - a przecież moja ocena nie jest zachwycająca.


7.5/10

Komentarze