Voltaire: "Kandyd"
Czego by nie sądzić o Wolterze jako filozofie i swoistym działaczu społecznym, to talentu czysto literackiego za dużego - sądząc po "Kandydzie" - raczej nie posiadał (wbrew swojemu własnemu mniemaniu). Tę powiastkę filozoficzną, reklamowaną często jako lekki, ale treściwy majstersztyk ironii, dowcipu, ostrej jak brzytwa satyry, siedlisko ciekawych myśli, perła oświecenia - odebrałem jako niezgrabną z punktu widzenia beletrystycznego i przeważnie zaskakująco ociężałą z punktu widzenia humorystycznego. W tej pierwszej kwestii nie chodzi oczywiście o nieskończoną sztuczność fabuły i poczynań bohaterów, ale o monotonię, powtarzalność schematów fabularnych, nudę po prostu. Jeśli chodzi o żart, to generalnie Wolter szedł w dobrą stronę i parę razy satyra udała mu się przesmacznie (obśmianie w jednym zdaniu starej dobrej chrześcijańskiej koncepcji pomniejszych zeł jako budulca dobrej całości - szczególnie ładne), ale często odczuwałem wymuszoność, ociężałosć, oczywistość, schematyczność i zbytnią dosłowność żartów rzekomego oświeceniowego króla dowcipu. Przechodząc natomiast do warstwy treściowej dzieła, to jest nieźle - daleko mi do miłośnika filozofii oświeceniowej, daleko mi do zgody z finalną myślą Woltera, ale umówmy się, że kościół, monarchowie i spora część filozofów zasłużyła sobie na ostrą krytykę. Tyle że Wolter przez sto stron opowiada nieciekawym językiem i nieciekawą historią coś, co można by powiedzieć, no nie wiem, na dziesięciu stronach góra? Przecież trzy czwarte "Kandyda" to w gruncie rzeczy wyliczanie okrucieństw świata w celu wyśmiania przekonania o doskonałości świata - no solidny koncept, ale staje się bardzo oczywisty i bardzo zapętlany jeszcze przed połową dzieła. Trochę szanuję, parę uśmiechów sobie zapamiętuję, ale brakowało mi tu przyjemności z lektury i jakiegoś poważniejszego filozofowania zamiast jeno filozoficznych podśmiechujek.
5.5/10
Polecam "Prostaczka". Humor w nim jest bardziej subtelny i mniej schematyczny, a satyra celniejsza. Może to nie są wyżyny oświeceniowej literatury, ale po jego przeczytaniu nabiera się trochę większego szacunku do Woltera jako pisarza-pamflecistę. Bo filozof z niego dość marny był :P
OdpowiedzUsuń