Vishnu Sharman: "Pańczatantra"

ok. 300 p.n.e.

Ciężko współczesnemu, europejskiemu w dodatku czytelnikowi patrzeć na "Pańczatantrę" pod kątem czy to kunsztu literackiego, czy klasycznej rozrywki czytelniczej. Jeśli chodzi o pierwsze, to można się ewentualnie zadziwić, jak ładnie i spójnie jest to napisane jak na coś powstałego w starożytności i to w Indiach (fakt, że ten zbiór prostych bajek jest często wymieniany jako jedno z największych osiągnięć literatury indyjskiej, dość dosadnie obrazuje przepaść między nią a dorobkiem Zachodu). Mówiąc zaś o rozrywce, to są to bajki zwierzęce, przekazujące prawdy kierowane dziś raczej do dzieci, więc też nie może być ona za wielka. Mimo wszystko obcuje się z tym i ciekawie, i dość przyjemnie - nie na zasadzie "tradycyjnego" doświadczania literatury, ale oglądania eksponatu muzealnego albo przechadzania się po skansenie. Autentyzm tego magicznego świata ze wszystkimi jego legendami, rekwizytami botanicznymi i spersonifikowanymi zwierzętami jest czymś wyjątkowym i choć nie ma tu wielkiej treści ni wspaniałej formy, czas poświęcony "Pańczatantrze" zdecydowanie nie będzie zmarnowany ani przykry, zwłaszcza że w przeciwieństwie do ciągle nasuwającego mi się w trakcie lektury do porównania "Dekameronu" nie ma tu dłużyzny ani aż takiej wtórności (Boccaccio oczywiście miał lepsze historyjki - ale i pisał jakieś półtora tysiąca lat później)


6.0/10

Komentarze