Umberto Eco: "Imię róży"
Zakochałem się w koncepcji, gdy tylko ją pojąłem po pierwszych stronach i zakochiwałem jeszcze trochę w miarę wzbogacania się jej. Kryminał osadzony w średniowiecznym opactwie benedyktyńskim, z klimatycznymi, działającymi na wyobraźnię lokacjami, a w tle potyczki na polu średniowiecznej filozofii (jak się w dodatku okaże, bynajmniej nie w tle, lecz w roli kluczowej dla fabuły), w trakcie których choć na chwilę wtrącą się do tekstu wszyscy ważniejsi dla chrześcijaństwa myśliciele? Brzmi jak tona dobrej i oryginalnej zabawy. No i zabawy było sporo, acz niekoniecznie tona, pierwsze rozdziały robiły apetyt na więcej, żeby nie powiedzieć dużo więcej.
Właściwie najbardziej imponujący w powieści jest aspekt średniowieczny, rewelacyjna stylizacja, płynne poruszanie się po meandrach zakurzonej już filozofii i po prostu bogactwo wiedzy o epoce, którą autor dzieli się z czytelnikiem (czasem nawet za bardzo wprost, ewidentnie nie przy okazji akcji – jak być powinno, zważywszy na stylizację na kronikę - a jakby prosto w oczy opowiadał „ciekawy fakt”; może nie razi to po oczach, ale jest to pewna niesubtelność). Czyni to książkę absolutnie obowiązkową dla każdego miłośnika średniowiecza. Ale jednocześnie to, co najbardziej imponuje, czasem staje się największym przekleństwem dzieła. Chęć Eco, by maksymalnie naładować powieść średniowieczem, po pierwsze trochę za bardzo rozciąga i tym samym rozrzedza nie aż tak zawiły przebieg wydarzeń. Po drugie, stylizacja narzuca ograniczenie językowi – jest interesująco średniowieczny, ale jednocześnie nie może być zbyt zachwycający estetycznie, no i nie jest, jest tylko po prostu estetyczny; czy byłby zachwycający, gdyby autor mógł pisać dowolnie, to już inna sprawa, ale szczerze mówiąc nie przesącza się tu właściwie nigdzie jakiś potężny warsztat, Eco jest raczej dość prostolinijny (acz rzetelny) językowo. Po trzecie, pewne wypowiedzi, dialogi lub myśli narratora – opisy religijnych wizji, natchnione, świątobliwe przemowy i inne takie – potrafią porządnie znudzić, bo treść bełkotliwa, a forma prosta.
No a poza tym bardzo smaczny kryminał i zręcznie przedstawiona przeprawa postaci w sumie wyprzedzającej swoją epokę przez opary religijnego absurdu, hipokryzji i wariactwa. Dobra, dobra z plusem, a gdybym fascynował się średniowieczem (lubię tę klimatyczną, bardzo książkową i filmową właśnie estetykę epoki, ale szczegółowa wiedza o życiu w niej mnie już niestety nie pociąga), może nawet czułbym się oczarowany.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz