Thomas Tallis: "Spem in alium"
Sława tego potężnego motetu jest zasłużona - to wielkie osiągnięcie muzyki renesansowej i wokalnej polifonii, być może najbardziej imponujące sprzed Monteverdiego, a może nawet Monteverdiego już uwzględniając. Można o nim napisać wiele dobrego - czy to o niebiańskich harmoniach, czy o polifonicznym przepychu, który jednak przy wrażeniu pewnej swobody nie ma w sobie ni krzty chaosu. Ja jednak przede wszystkim chciałbym zauważyć, jak cudowna i jak fascynująca jak na swoje czasy jest ta muzyka od strony brzmienia - tak bardzo, że można ją nawet odebrać jako w dużej mierze śmiały eksperyment brzmieniowy Tallisa. Ciągle zmieniający się układ chórów, które akurat kompozytor dopuszcza do głosu, tworzy ekstatyczną "falującą ścianę dźwięku", znikającą i pojawiającą się na powrót, opartą na silnych kontrastach dynamicznych, a nawet na kontrastach między stroną prawą i lewą (antyfona ostateczna). I być może właśnie to, że polifonia i harmonie, jakkolwiek znakomite, schodzą tu z pierwszego planu i ustępują miejsca pulsującemu brzmieniu, przyczynia się do tak silnej emocjonalnej wymowy dzieła, będącym, kto wie, może najdoskonalszą próbą stworzenia "muzyki niebios" w historii. Spem in alium na pewno nie jest szczytem religijnej refleksji czy głębokiego mistycyzmu, jest dość transparentne i może nie bardzo głębokie, ale jest po prostu niebiańskie, czyste, świetliste i obezwładniające tą swoją niebiańskością. Perła renesansu.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz